Monarcha władający najbardziej purytańskim państwem świata wybrał się w podróż. Zabrał ze sobą 459 ton bagażu, w tym m.in. dwa pancerne mercedesy i dwie windy. Towarzyszy mu 620 służących oraz 800 delegatów, a wśród nich 10 ministrów i 25 książąt. Aby to wszystko zapakować i dostarczyć do pierwszego punktu wyprawy potrzebnych było 27 przelotów cargo.
81-letni król saudyjski Salman rzadko opuszcza ojczyznę. Tym razem 1 marca rozpoczął swoją miesięczną podróż po Azji. W planie ma załatwienie kilku interesów w Chinach i Japonii, ale celem jego podróży były przede wszystkim cztery muzułmańskie kraje regionu: Brunei, Malezja, Malediwy i „perła w koronie” islamu – Indonezja. W tym najludniejszym muzułmańskim państwie świata żyje 205 mln wyznawców Allaha (na 255 mln obywateli).
Przez ostatnie 40 lat Arabia Saudyjska zainwestowała w Indonezji setki milionów dolarów – głównie w bankowość islamską i nieruchomości. Ale dużo ważniejsze dla króla Salmana są inwestycje poczynione nie dla materialnego zysku. Za saudyjskie pieniądze powstało tam 150 meczetów, które dziś są obsadzone wyłącznie przez duchownych z Arabii, dyplomatycznie rzecz ujmując – niekompatybilnych z lokalną, ludową wersją islamu. Zbudowano ponad 2 tys. szkół średnich z internatami, a nawet uniwersytet LIPIA w Dżakarcie, który co roku rozdaje ponad 3,5 tys. stypendiów. Najzdolniejsi indonezyjscy studenci są zapraszani na studia do Mekki. Do tego dochodzą darmowe szkoły języka arabskiego, podręczniki i w końcu bezpłatne Korany – w wersji saudyjskiej zawierają one np. dopiski daleko odbiegające od tradycyjnych interpretacji, których w dodatku nie sposób odróżnić od oryginalnego tekstu.
Wersja wahabicka
„Co rzeczywiście mówi Koran?” – to według Oliviera Roya, słynnego francuskiego badacza islamu, po prostu źle zadane pytanie.