Przyjemna rodzinna wycieczka nad ocean, z żoną i trzema córkami, w kilkadziesiąt sekund zmieniła się w życiową katastrofę. Napastnik z bronią w ręku zażądał kluczyków do samochodu. 45-letni przedsiębiorca rozsądnie, tj. bez najmniejszego oporu, oddał bandycie to, czego tamten się domagał. Mimo to padły strzały. Ciężko ranny mężczyzna długo walczył o życie. Przeżył, ale kule uszkodziły kręgosłup. Stracił władzę w nogach, wylądował na wózku inwalidzkim. Był 1998 r.
Pisano o nim później, że „postanowił żyć”. Z załamania leczył się pisaniem książek – ma ich na koncie dziesięć. Przede wszystkim poradniki w rodzaju „Teoria i praktyka humoru”, „Bycie szczęśliwym jest łatwe i przyjemne”, „Śmiej się, nie choruj”.
„Siedzenie na wózku inwalidzkim to nie tylko zmiana pozycji w sensie fizycznym, to także zasadnicza zmiana perspektywy. Człowiek wyprostowany patrzy do przodu, do góry. Człowiek na wózku spogląda na dół” – powie przy jakiejś okazji. W słowach tych dopatrywano się słusznie życiowej mądrości, jak i politycznej deklaracji.
19 lat po napadzie, który uczynił zeń niepełnosprawnego, w kwietniu 2017 r. ów eksprzedsiębiorca bez władzy w nogach został wybrany na prezydenta jednego z najmniejszych państw Ameryki Południowej – Ekwadoru. Nazywa się... Lenin Moreno.
Tuż po jego elekcji „New York Times” napisał, że jest jedynym przywódcą państwowym na wózku inwalidzkim. Być może jedynym od czasów Franklina Delano Roosevelta, który wprawdzie historycznego Lenina nigdy nie spotkał, za to jego następcę – owszem, nieraz.
Stalin, Trocki, Krupskaya
Imię Lenin dla wschodnioeuropejskiego ucha brzmi dziwacznie.