Ostatni żołnierz wyklęty – tak Janusza Walusia nazywa Centrum Edukacyjne Powiśle, które 5 maja zamierzało zorganizować dla niego wielką manifestację poparcia. Wiec w ostatniej chwili odwołano, a ten rzekomy ośrodek edukacyjny to w rzeczywistości skrajnie prawicowa organizacja, której założyciel na prywatnym profilu pozuje z butelką wina Hitlerwein ozdobionej podobizną führera. Waluś to zwykły morderca odsiadujący karę więzienia za najgłośniejsze zabójstwo polityczne w historii Republiki Południowej Afryki.
Urodzony w Zakopanem syn prywaciarza, wyemigrował z rodziną w 1981 r. za chlebem do RPA, gdzie wcześniej osiadł jego brat. Ten ostatni żył jednak własnym życiem, a zniechęcona nowym miejscem żona Janusza po kilku latach wróciła do ojczyzny, zabierając ze sobą córkę. Osamotniony Waluś znalazł więc nowe towarzystwo: lokalnych białych ekstremistów, sprzeciwiających się rozmontowywaniu rasistowskiego apartheidu. To z ich inspiracji w Wielką Sobotę 1993 r. zastrzelił wracającego ze świątecznych zakupów Chrisa Haniego.
Śmierć drugiego najpopularniejszego czarnego polityka po Nelsonie Mandeli miała doprowadzić do zamieszek i zerwania procesu demokratyzacji. Stało się jednak odwrotnie, morderstwo przyśpieszyło zorganizowanie pierwszych wolnych wyborów, w których władzę zdobył jeszcze niedawno nielegalny Afrykański Kongres Narodowy, a schwytany Waluś dostał karę śmierci, zamienioną potem na dożywocie.
W zeszłym roku, po wielu wcześniejszych prośbach o warunkowe zwolnienie, sąd w Pretorii orzekł, że Polak może wyjść na wolność – ministerstwo sprawiedliwości złożyło jednak apelację i skutecznie zablokowało jego wypuszczenie. O sprawie pisały gazety na całym świecie i był to jedyny raz od procesu, kiedy Walusiem zainteresował się ktokolwiek więcej niż skrajna prawica.