Według pierwszych sondaży Macron pokonał Le Pen z przewagą 30 proc. To daje mu na starcie silną legitymację do rządzenia. Ale nie ma tu zaskoczenia, bo prawie wszyscy we Francji i poza nią tak typowali, choć z pewnym niepokojem, czy aby prognozy nie wylądują na śmietniku, jak w USA czy w UK. Jednak system się obronił, ku szczeremu zaskoczeniu skrajnej prawicy, która do końca wierzyła, że jednak wylądują.
Le Pen uznała wygraną Macrona, ale natychmiast przeszła do ataku. Kampanię wyborczą do parlamentu poprowadzi pod hasłem walki „patriotów z neoliberałami” i wstawania Francji z kolan. Czyli pod sztandarem tzw. alterprawicy, która stała także za zwycięstwem Trumpa.
To zwycięstwo może się okazać dla UE zbawienne, bo wspólnie z nowym proeuropejskim prezydentem Francji będzie współdziałała proeuropejska kanclerz Merkel, która ma duże szanse wygrać jesienne wybory parlamentarne w Niemczech (właśnie wygrała ważne wybory landowe w Szlezwiku-Holsztynie). Tandem M&M będzie być może ostatnią szansą Projektu Europa, czyli integracji gospodarczej, ideowej i politycznej dla pokoju, rozwoju i postępu na naszym kontynencie, który wyciągnął wnioski ze straszliwej lekcji dwu wojen światowych, do jakich doprowadziły europejskie imperializmy, nacjonalizmy i totalizmy.
Przed Macronem staje więc wyzwanie
Macron musi się okazać nie tylko dobrym prezydentem Francji, ale też skutecznym partnerem liderów europejskich. Nie ma do tego odpowiedniego doświadczenia, a może nawet przygotowania, jednak jest młody (ba! najmłodszy w historii), energiczny, zmotywowany i w polityce zagranicznej szybko zrobi postępy z pomocą życzliwych mu elit biznesu i polityki.