Sfabrykowany kryzys?
Czy za nowym kryzysem na Bliskim Wschodzie rzeczywiście stoją rosyjscy hakerzy?
Rewelacje o rosyjskich hakerach przynosi telewizja CNN, która podaje, że to oni przejęli kontrolę nad katarską agencją prasową i opublikowali fałszywe wypowiedzi młodego emira Kataru szejka Tamiego ibn Hamad Al-Saniego, który rzekomo miał skrytykować publicznie Arabię Saudyjską, chwalić Iran (z którym Saudyjczycy od lat walczą o prymat pierwszeństwa w regionie) i opisywać swoje doskonałe stosunki z Izraelem.
Emir Kataru, choć młody i niedoświadczony, na pewno takich wypowiedzi by nie udzielał – mówią Amerykanie i dodają, że za wszystkim stoi Rosja. Bo według Amerykanów Rosja kolejny raz chce zamieszać, i podobnie jak wcześniej ingerowała w kampanię wyborczą w Stanach, a potem we Francji, teraz też próbuje wpływać na rozwój wydarzeń. Tym razem wywołując niepokoje na Bliskim Wschodzie, szczególnie wśród sojuszników USA.
Katarskie władze też dementują rzekome słowa emira. I też mówią o cyberprzestępstwie, włamaniu do serwisu (katarski minister spraw zagranicznych już oficjalnie to potwierdził) i wstawieniu tam wypowiedzi, które nigdy z ust emira by nie padły. Oskarżenia opierają się na błędnych informacjach – powtarza się w Dausze. Z czego wynikałoby, że i cały nowy bliskowschodni kryzys oparty został na tym, że ktoś kogoś próbował wprowadzić w błąd.
Tyle spekulacji, a rzeczywistość jest taka, że Arabia Saudyjska, która notabene sama ma sporo za uszami, oficjalnie oskarżyła Katar o wspieranie islamskich ekstremistów i działanie na szkodę bezpieczeństwa w regionie. Saudyjczycy, Egipt, Bahrajn, Jemen i Zjednoczone Emiraty Arabskie