Czechom bliżej do Berlina niż do Warszawy. I na żadne Trójmorze ochoty nie mają
Wiadomość o tym, że Warszawa chciała storpedować spotkanie środkowoeuropejskiej Grupy Wyszehradzkiej z nowym prezydentem Francji Emmanuelem Macronem, zrobiła w piątek błyskawiczną karierę w mediach. Polski MSZ ją zdementował, ale anonimowe źródła z czeskiego MSZ, na które powołuje się „Gazeta Wyborcza”, podtrzymują, że Warszawa naprawdę pytała o możliwość odwołania spotkania.
Jakkolwiek było, faktem pozostaje, że Polska do spółki z Węgrami popsuła znakomitą markę, jaką cieszyły się kraje tego regionu na Zachodzie. Ba, tak naprawdę polityka Orbána i Kaczyńskiego sprawiła, że odkurzono samo pojęcie „Zachodu” – wcześniej zdawało się, że odchodzi już ono do lamusa, ale kryzys z uchodźcami sprawił, że przypomniano sobie podział z lat zimnej wojny.
Wschód Europy to zatem znowu region niepewny, chaotyczny i wyraźnie odstający od zachodnich standardów – także w przestrzeganiu praw człowieka. Nasi przywódcy mogą się zżymać i zaklinać, że to nieprawda, że to pomówienia, bo tak naprawdę spór dotyczy tylko tego, w jaki sposób pomagać uchodźcom – ale zachodniej opinii publicznej przekonać się im nie uda, bo ona Orbánowi i Kaczyńskiemu po prostu nie ufa.
Międzymorze, Trójmorze – to w Czechach i na Słowacji brzmi obco
Pomiędzy tymi dwoma mentalnymi krańcami lawirują dwa kraje – Czechy i Słowacja. Z jednej strony oba odmawiają – tak jak Polska i Węgry – przyjmowania uchodźców. W obu krajach antyislamska histeria jest równie silna co w Polsce.
Z drugiej strony jednak i Bratysława, i Praga starają się dystansować od polityki zagranicznej sąsiadów, a szczególnie od Polski.