Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Kain w Białym Domu

Anthony Scaramucci: Kain w Białym Dom

Anthony Scaramucci Anthony Scaramucci Yuri Gripas/Reuters / Forum
Głównym celem, jaki Trump postawił przed swoim nowym szefem komunikacji, było zatrzymanie przecieków z Białego Domu. Zadanie to powoli zaczyna wymykać się spod kontroli.

Anthony Scaramucci pojawił się w Białym Domu w piątek, 21 lipca. Od razu ogłosił, że jeśli nie skończą się przecieki do prasy, zwolni wszystkich: „Jeśli przecieki będą nadal występować, będziemy tak silni jak nasze najsłabsze ogniwo” – powiedział w telewizji CBS, zapowiadając, że skupi się na oczyszczaniu relacji między administracją prezydencką a mediami. Miał to robić głównie w mediach społecznościowych, walcząc z „fake newsami” uderzającymi w Trumpa.

Wprawdzie łagodził potem, że „na razie” nie zamierza zwalniać żadnych ludzi, ale w ciągu zaledwie kilku dni zdążył rozpocząć wojnę przeciwko personelowi Białego Domu i mediom. Pierwszą ofiarą nowego dyrektora komunikacji był rzecznik prezydenta Sean Spicer, który sam zrezygnował z funkcji. Już we wtorek do dymisji podał się Michael Short, doradca prasowy w Białym Domu, po tym jak Scaramucci publicznie wspomniał, że go zwolni.

Short był uważany za człowieka Reince Priebusa, szefa kancelarii Trumpa, który – jak pisaliśmy jeszcze w piątek przed południem – może stać się następną ofiarą Scaramucciego. Zaledwie kilka godzin później Trump poinformował na Twitterze, że następcą Priebusa będzie gen. John Kelly. „Mam przyjemność poinformować, że mianowałem generała Johna Kelly’ego szefem personelu Białego Domu. Jest on wielkim Amerykaninem i wspaniałym przywódcą. Swoją pracę w resorcie bezpieczeństwa wewnętrznego wykonywał spektakularnie. Jest prawdziwą gwiazdą mojej administracji” – napisał prezydent USA.

Priebus od miesięcy sprzeciwiał się zatrudnieniu Scaramucciego w Białym Domu. Nie bez powodu się go obawiał – wygląda na to, że wpływy szefa kancelarii zaczęły mocno topnieć, gdy okazało się, że rzecznik ma bezpośredni dostęp do ucha prezydenta z ominięciem szefa kancelarii.

Reklama