Prezydent Trump zapowiadał dobre stosunki z Rosją, ale Izba Reprezentantów i Senat USA forsują kolejne antyrosyjskie sankcje.
Za to, że Kreml prawdopodobnie jednak wtrącał się w zeszłoroczną kampanię prezydencką w Stanach, a wcześniej zaangażowany był w konflikt na Ukrainie, Amerykanie chcą zaostrzyć już istniejące wobec Rosji sankcje i jeszcze nałożyć kolejne. Projekt zaostrzającej ustawy przeszedł przez Izbę Reprezentantów i przez Senat, w którym Rosjanom nie chciało odpuścić aż 98 ze 100 senatorów. Teraz potrzeba jeszcze tylko podpisu prezydenta Trumpa, ten jednak, bojąc się oskarżeń o pokątne dogadywanie się z Rosjanami, najprawdopodobniej nie skorzysta z weta, i ustawa wejdzie w życie. Zwłaszcza że na jaw wychodzą kolejne dziwne spotkania prezydenckich urzędników z Rosjanami albo wręcz rodziny Trumpa, która też miała się z ludźmi związanymi z Kremlem dogadywać.
Nowe sankcje mogą zaboleć jednak nie tylko Rosjan, ale przy okazji dostanie się też różnym europejskim firmom, które biorą udział w projektach budowy, modernizacji i utrzymania rosyjskich gazociągów i rurociągów eksportowych. Ucierpieć mogą też m.in. firmy zaangażowane w Nord Stream 2, czyli kolejny gazociąg łączący bezpośrednio Rosję z Niemcami. Szef Komisji Europejskiej szuka więc na razie rozwiązań prawnych, które pozwoliłyby nie uznawać i nie egzekwować w Europie niektórych amerykańskich sankcji. A Rosja już oskarża Stany o rusofobię, w odpowiedzi na zaostrzenie kursu żąda zmniejszenia o połowę liczby przebywających w Rosji amerykańskich dyplomatów i twierdzi, że kolejne sankcje to nic innego, tylko efekt wewnętrznej politycznej rozgrywki w samej Ameryce.
W odpowiedzi na krok Waszyngtonu Władimir Putin szybko ogłosił decyzję o wydaleniu z Rosji 755 amerykańskich dyplomatów i pracowników konsularnych (będą musieli ją opuścić do 1 września; zostanie 455 osób – tyle, ile liczą rosyjskie służby dyplomatyczne w USA).