Oklaskiwaliśmy wyborcze zwycięstwo Emmanuela Macrona, lecz przecież zadecydowała nie tylko udana kampania, ale i przypadek. Na czele sondaży stał kandydat Republikanów François Fillon. Dopiero kiedy wyszło na jaw, że ogromne pieniądze publiczne przeznaczał na fikcyjne zatrudnienie własnej żony Penelopy – Fillon pogrzebał swoje szanse.
Opinia publiczna była zdegustowana skandalem, tym bardziej że Fillon nie stronił od moralizatorskich, katolickich deklaracji. Pierwszym zamierzeniem Macrona była „ustawa o zaufaniu w życiu politycznym”; właśnie uchwalił ją parlament. Posłom, senatorom, ministrom i radnym nie wolno będzie – pod karą więzienia – zatrudniać członków najbliższej rodziny. Ponadto wydatkowanie funduszów wypłacanych posłom i senatorom – poza pensją, na pokrycie kosztów funkcjonowania – ma być poddane kontroli.
Zwycięska partia odtrąbiła sukces i mówi o umoralnieniu życia publicznego, ale Republikanie natychmiast zaskarżyli ustawę do Rady Konstytucyjnej – odpowiednika Trybunału Konstytucyjnego w Polsce. Przegrana partia opozycyjna twierdzi, że dyskryminacja rodziny w zatrudnieniu jest sprzeczna z konstytucją i nie służy żadnemu interesowi społecznemu. Także komentatorzy podeszli do ustawy sceptycznie. Chodzi o niemałe pieniądze: na przykład poseł, poza pensją, dostaje na wspomniane wydatki 5373 euro miesięcznie; skandal z Fillonem potwierdza powszechną opinię, że przekazywanie tych środków rodzinie stanowi częstą praktykę. Czy zagrożenie karami ją wykorzeni?