Po zeszłotygodniowym przemówieniu szefa katalońskiego rządu, w którym Puigdemont powiedział, że przyjmuje mandat obywateli do ogłoszenia niepodległości, ale jednocześnie wzywa władze katalońskich deputowanych do odroczenia o kilka tygodni secesji Katalonii, aby umożliwić negocjacje z rządem w Madrycie, nikt nie był pewien, co Puigdemont właściwie chciał przekazać.
Pewien też nie był premier Hiszpanii Marian Rajoy, więc zwrócił się do szefa katalońskiego rządu o jasną deklaracje, czy ten ogłasza w końcu niepodległość czy nie. Do dziś, czyli do poniedziałku, wyznaczył czas na wyjaśnienie stanowiska, a do czwartku, 19 października, na ewentualną zmianę zdania i oficjalne wycofanie się z decyzji o niepodległości. Przypomniał o art. 155. hiszpańskiej konstytucji, który w razie niezastosowania się do ultimatum pozwala Madrytowi zawiesić katalońską autonomię, odebrać władzę obecnemu katalońskiemu rządowi i przywrócić porządek w regionie.
Tak czy nie? Katalonia niepodległa?
Tyle że Puigdemont kolejny raz odpowiedział wymijająco. W liście napisanym do premiera Rajoya wspomniał o zawieszeniu mandatu politycznego, jaki jego rząd otrzymał od obywateli w referendum niepodległościowym 1 października. Pisał o otwartości i woli władz Katalonii, by znaleźć rozwiązanie, a nie dążyć do konfrontacji, zaapelował o zakończenie represji wobec Katalończyków i kolejny raz poprosił Rajoya o dialog.
Rajoy odpowiedział Puigdemontowi na list, w którym wyjaśnił, że artykuł 155. nie służy z punktu widzenia Madrytu „zawieszeniu regionalnego rządu, lecz temu, aby rząd regionalny postępował zgodnie z prawem”.