Świat

Ja i ty

Od 50 lat w Szwecji wszyscy mówią do siebie na „ty”

Głowa Kościoła Szwedzkiego abp Antje Jackelen i król Karol XVI Gustaw z królową Sylwią. Nawet do nich zwraca się dziś w Szwecji po imieniu. Głowa Kościoła Szwedzkiego abp Antje Jackelen i król Karol XVI Gustaw z królową Sylwią. Nawet do nich zwraca się dziś w Szwecji po imieniu. Leif R. Jansson / Forum
Szwedzi obchodzą właśnie okrągłą rocznicę swojej rewolucji społecznej. Dokładnie pół wieku temu przeszli na „ty”.
Szwedzkie społeczeństwo stało się jeszcze bardziej równe i demokratyczne, przyznają językoznawcy.courtyardpix/PantherMedia Szwedzkie społeczeństwo stało się jeszcze bardziej równe i demokratyczne, przyznają językoznawcy.

Artykuł w wersji audio

Rewolucja dojrzewała już wcześniej. Szwedzcy dziennikarze byli już na „ty” np. ze sportowcami. Ale prawdziwym sygnałem na miarę wystrzału z „Aurory” stało się przemówienie nowego dyrektora generalnego Urzędu Zdrowia (ministerstwa zdrowia) Brora Rexeda do swoich podwładnych. „Mówcie mi Bror – powiedział ten dystyngowany urzędnik przed 50 laty. – Ja też będę się do was zwracał na »ty«”. Miało to tym większe znaczenie, że imię Bror po szwedzku znaczy „brat”. Szwedzi byli wtedy mocno zmęczeni panującą tytułomanią. Nie wystarczały „pan” czy „pani”, trzeba było jeszcze do tego dodać przysługujący danej osobie tytuł. „Panie dyrektorze generalny Rexed” – słyszał więc za każdym razem Bror. Poirytowany tym wywołał więc nieco przypadkiem językowo-społeczną rewolucję.

„Czy matce się dobrze spało?”

Wcześniej nawet polecenia wydawane pracownikom były niezwykle formalne: „Czy starszy księgowy Svensson pamięta, że ma sprawdzić stan naszego konta w banku?” (wtedy nie było internetu). Poważny problem pojawiał się wtedy, gdy nie można było ustalić, jak należałoby się do kogoś zwracać. Błąd najczęściej prowadził do obrazy: faux pas popełniało się, np. nie odnotowując w porę, że ktoś nie jest już młodszym, lecz awansował na starszego inspektora. Bojownik duńskiego ruchu oporu opowiadał mi przed laty, że kiedy udało mu się podczas wojny uciec do Szwecji, ludzie, którzy mu w tym pomogli, zaczęli do niego mówić „panie dywersancie kolejowy Jensen”, powtarzając stale tę frazę. Bo Jensen miał na sumieniu kilka wysadzonych w powietrze niemieckich transportów.

Nazwisko było obowiązkowym członem tego typu uprzejmości. Tylko na wsi lub w stosunku do osób znacznie młodszych pozwalano sobie na imiona, inne niż „ty” zaimki lub formy bezosobowe w stylu „niech wejdzie i siądzie sobie gdzieś w kącie”, „kiedy on zamierza przystąpić do żniw?” albo „czy Brigitta nie miałaby ochoty na ciastko?”. Używało się też zaimka „wy”, zwłaszcza wobec osób o niższym statusie. Także do członków rodziny należało się zwracać z pełną rewerencją: „Czy matce się dobrze spało?”.

Dziś niektórzy młodzi Szwedzi, kiedy dowiadują się, jak dawniej mówiło się do osób starszych, starają się czasem wyrażać swój szacunek, posługując się w kontaktach z nimi zaimkiem „wy”. Ale wówczas narażają się na replikę w stylu: „Co to, czy ja już jestem taka stara, czy chcesz mnie świadomie obrazić?”.

Do kardynała też na „ty”

Rewolucja, którą w Szwecji zapoczątkował w 1967 r. „brat” Rexed, rozszerzała się niemal bez oporu. Dwa lata później młody jeszcze wówczas premier Olof Palme zaproponował dziennikarzom na konferencji prasowej, żeby mówili mu po imieniu. Wkrótce taka forma zaczęła panować w szwedzkim Kościele, jeszcze wtedy państwowym. Dziś tytuły używane są tylko w podniosłych lub ceremonialnych okolicznościach. „Panie Marszałku” zaczynają przemówienie w parlamencie posłowie. „Wasza Wysokość” mówi się do Karola XVI Gustawa. Ale to są wyjątki. Dziennikarze „tykają” dziś nawet króla, robiąc z nim wywiady.

W jednym z niedawnych felietonów były redaktor „Dużego Formatu” Mariusz Szczygieł zreferował rozmowę z czeską pisarką, proponującą mu przetłumaczenie na polski jej książki wywiadu rzeki z czeskim księdzem. „Zwracacie się z księdzem do siebie na »ty«. Nie kryłem zdumienia” – pisze Szczygieł. Otóż zdumiałby się dopiero w Szwecji. Niedawno uczestniczyłem w spotkaniu dziennikarzy zagranicznych z głową Kościoła Szwedzkiego arcybiskupką Antje Jackelen. Koledzy poprosili, żebym na wstępie zapytał, jak mamy ją tytułować. „Możecie mi mówić po imieniu”, odpowiedziała.

Gdy papież Franciszek mianował pierwszego w historii Szwecji katolickiego kardynała Andersa Arboreliusa, zadzwoniłem do Kristiny Heller, odpowiedzialnej w szwedzkim Kościele katolickim za kontakty z mediami. Zapytałem, czy zgodnie z panującymi zwyczajami mogę się do niego zwracać na „ty”. „Kardynał jest osobą skromną, można go spotkać w metrze, na konsystorz zamierza wybrać się tanimi liniami lotniczymi odpowiedziała. Chce, żeby go traktować jak wszystkich Szwedów”.

Jedna z dziennikarek szwedzkiego radia zapytała kardynała już po jego powrocie z Watykanu, czy powinna teraz mówić do niego eminencjo. „Och tam... żachnął się Arborelius. Tytuły odwieśmy na kołku”. I podczas audycji obydwie strony zwracały się do siebie na „ty”. Kardynał nie ukrywał, że obrzędy w Watykanie, a zwłaszcza ceremonialne ubiory podczas konsystorza i nabożeństw, były dla niego uciążliwe.

Językoznawcy niechętnie używają terminu rewolucja dla podkreślenia zmian językowych. Ale zgodnie przyznają, że powszechne przejście na „ty” to największa zmiana w szwedzkim od początku XX w. (a w tym czasie uproszczono również m.in. pisownię i zlikwidowano odmianę czasowników). Najbardziej rewolucyjne znaczenie miała ona jednak dla stosunków społecznych w kraju. Szwedzkie społeczeństwo stało się jeszcze bardziej równe i demokratyczne, przyznają językoznawcy.

Jeden z nich, znacznie starszy niż reforma, Peter Gavatin mówi: „Dla mnie i dla wielu osób z mojego kręgu przejście na »ty« oznaczało podniesienie jakości życia. Nie rozumiałem wcześniej, dlaczego trzeba było w każdym niemal zdaniu wyrażać respekt, dystans – albo jego brak, kiedy rozmowa dotyczyła czegoś zupełnie innego. Po zmianie poczułem, jakbym zrzucił z siebie krępujący strój”.

Sztywni dawniej Szwedzi poluzowali. Co ciekawe, przejście na „ty” zgrało się w czasie ze złagodzeniem zasad ubierania się. Choć długo jeszcze pewne środowiska próbowały trzymać formę. Nie wpuszczono mnie np. na bankiet (miałem zaproszenie) po meczu piłkarskim Szwecja-Polska w 1999 r., ponieważ zapomniałem o krawacie. Natomiast już wówczas do gabinetu ministra spraw zagranicznych można było wchodzić w poszarpanych dżinsach, co wielu dziennikarzy wykorzystywało jako formę demonstracji.

Czy zaimki osobowe są potrzebne?

Niewątpliwie rewolucja językowa dodatkowo zjednoczyła i tak jednolity już wtedy naród szwedzki. Jeśli w parlamencie mówi się dziś do adwersarza „pan”, to albo jest to forma ironii, albo świadczy o tym, że różnica zdań jest bardzo głęboka. Na koniec i tak polityczni przeciwnicy podają sobie po sporze ręce i ściskają je tym bardziej demonstracyjnie, im użyte w nim słowa były mocniejsze.

Hasłami równości, do której pogłębienia przyczyniło się przejście na „ty”, posługują się dzisiaj szwedzkie feministki, które domagają się usunięcia form językowych (rodzajów), które by wskazywały na płeć. Zaimki osobowe „on” i „ona” powinny mieć, ich zdaniem, jedną neutralną formę „hen” (słowo to nie istniało w języku szwedzkim) zamiast „han” i „hon”. Wiele zawodów i tytułów, np. przewodniczący, ma w szwedzkim wyłącznie rodzaj męski. Ale już od dawna mówi się „pielęgniarka” także o mężczyźnie wykonującym ten zawód, chociaż istnieje słowo „pielęgniarz”.

Nie wszyscy jednak podzielają pogląd, że to rewolucja językowa zniwelowała różnice w statusie społecznym. Według językoznawcy Larsa Melina impuls do przechodzenia na „ty” zrodził się dlatego, że coraz więcej ludzi przenosiło się do miast. „Urbanizacja doprowadziła do zbliżenia między ludźmi, samochody zwiększyły ich ruchliwość, a przemysł konfekcyjny spowodował, że wszyscy zaczęliśmy wyglądać tak samo. Spotkania między ludźmi stały się bardziej przypadkowe i przede wszystkim krótkie. W tych warunkach przestały funkcjonować dawne i bardzo skomplikowane formy odnoszenia się do innych” twierdzi Melin.

Jeśli tak, to dlaczego takie zmiany nie nastąpiły w znacznie bardziej zagęszczonej Polsce albo we Francji? W Polsce dominują jeszcze językowe wzorce z czasów szlacheckich. Wpływa na nie także Kościół katolicki, najbardziej zhierarchizowana instytucja w kraju. „Ty”, „bracie” czy „siostro” mówi się w nim przeważnie do zmarłych. Choć przecież „wszyscy jesteśmy rodzeństwem w Chrystusie”, jak wytłumaczyła Szczygłowi osobliwy sposób konwersacji z księdzem wspomniana czeska pisarka.

Coś się jednak ruszyło, kiedy Polacy zaczęli używać imion w połączeniu z „panem” czy „panią”. Moja koleżanka ze studiów oburzała się w felietonach pisywanych w POLITYCE, że nieznani ludzie zwracają się do niej „Pani Ewo”, nie używając należnego jej profesorskiego tytułu. Ja sam czułem się też nieco nieswojo, kiedy w podobnych okolicznościach słyszałem „Panie Tomku”, chociaż byłem przyzwyczajony, że w Szwecji nawet małe dzieci mówią do mnie „ty” lub Tomas. Dziś używanie imienia jest już prawie normą. Ostatnio w polskich szpitalach lekarzom i pielęgniarkom polecono, by zwracali się w ten sposób do pacjentów. Była to reakcja na mówienie „babciu” do starszych kobiet, co oczywiście wzbudzało protesty, mimo że w założeniu miało brzmieć sympatycznie. I tu można odnaleźć pewne polsko-szwedzkie podobieństwa.

Paradoks szwedzkiej rewolucji językowo-społecznej polega jednak na tym, że wraz z „ty” (du) jako panującą formą zaimka osobowego szwedzka historia zatoczyło koło. Dawniej, w języku staronordyckim, zwracano się do ludzi wyłącznie na „ty”. Wówczas ta bezpośredniość językowa była jednak naturalnym następstwem spłaszczonej struktury społecznej wśród wikingów. 50 lat temu było na odwrót przejście na „ty” dopiero pomogło „spłaszczyć” szwedzkie społeczeństwo. Tak czy inaczej, każdy naród ma taką rewolucję, na jaką sobie zasłużył.

Tomasz Walat ze Sztokholmu

Polityka 44.2017 (3134) z dnia 30.10.2017; Świat; s. 48
Oryginalny tytuł tekstu: "Ja i ty"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyjątkowo długie wolne po Nowym Roku. Rodzice oburzeni. Dla szkół to konieczność

Jeśli ktoś się oburza, że w szkołach tak często są przerwy w nauce, niech zatrudni się w oświacie. Już po paru miesiącach będzie się zarzekał, że rzuci tę robotę, jeśli nie dostanie dnia wolnego ekstra.

Dariusz Chętkowski
04.12.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną