W Bangladeszu powodzie i potężne wiatry to nie nadzwyczajne klęski żywiołowe, tylko codzienność. Trudno ludziom wytłumaczyć, że te wszystkie nieszczęścia spowodowała zmiana klimatu. I rabunkowy wyrąb drzew.
Na granicy bagiennej dżungli mangrowcowej Sundarbarn, w glinianej chacie obok wału przeciwpowodziowego, Prodib Mondal zagarnia dłonią garść ugotowanego ryżu. Delikatnie, bengalskim zwyczajem, wkłada go do ust swojej żony. – Lata jest nadal moją ulubioną kobietą pomimo sześciu lat małżeństwa – żartuje. Oboje chichoczą. Łatwo u nich o śmiech, kiedy są razem.
Prodib pracuje jako muzyk w świątyniach buddyjskich. Co roku wyjeżdża na siedem miesięcy do Indii. Tam można zarobić więcej.
Polityka
44.2017
(3134) z dnia 30.10.2017;
Na własne oczy;
s. 100
Oryginalny tytuł tekstu: "Przeklęta woda"