Kazachstan to kolejny postsowiecki kraj, który rezygnuje z cyrylicy, przechodząc na alfabet łaciński, by podkreślić swoją niezależność od Rosji.
Słowo ciałem się stało: prezydent Nursułtan Nazarbajew ogłosił przejście z cyrylicy na alfabet łaciński. Pięcioetapowy program ma zostać zakończony w 2025 r. Oficjalna agencja Kazinform już zaczęła wypuszczać swoje informacje w obu alfabetach. Kazachstan przymierzał się do tego ruchu od dawna, decyzja zapadła już w 2006 r. (wcześniej zrobiły to postsowieckie Azerbejdżan, Uzbekistan i Turkmenistan), ale po roku została wstrzymana. Dlaczego 76-letni Nazarbajew zdecydował się zapalić zielone światło właśnie teraz? Padają argumenty techniczne: cyrylica potrzebuje aż 42 znaków, więc źle przystaje do świata cyfrowego. I pokoleniowe: młodzi Kazachowie uczą się masowo angielskiego, więc alfabet łaciński to dla nich nie pierwszyzna. Ale pewnie decydująca była polityka – rosyjska aneksja Krymu i okupacja Donbasu – oraz użytek domowy: przejście na łacinkę było ambicją młodej kazachskiej inteligencji i stanie się ważnym elementem budowania tożsamości narodowej, żmudnego i nieoczywistego. Kazachskiego używa dziś biegle 62 proc. populacji, a rosyjskiego – ciągle 85 proc. Oba języki są w oficjalnym obiegu i obu używa prezydent w swoich wystąpieniach. I rzecz jasna rosyjski nadal będzie zapisywany cyrylicą.
Kazachski, należący do kipczackiej grupy języków tureckich, był już zapisywany po łacińsku w latach 1929–40, kiedy porzucił alfabet arabski. Mało zresztą przystający do natury tego języka; także cyrylica fałszowała naturalną wymowę. Łacinka – twierdzą językoznawcy – podobno lepsza. I tak w nowym łacińskim brzmieniu państwo nazywać się będzie Qazaqstan Respy’blikasy.