W Zimbabwe armia przeprowadza zamach stanu. Wojskowi wystąpili w telewizji, zaparkowali transportery opancerzone przed budynkami rządowymi, spacerują z długą bronią po ulicach stołecznego Harare i aresztowali niektórych funkcjonariuszy państwowych, m.in. ministra finansów.
W stolicy miało dojść do kilku eksplozji i strzelaniny. Wygląda także na to, że w pierwszych godzinach przewrotu w jakiejś formie aresztu domowego znalazł się prezydent Robert Mugabe. Jak to zazwyczaj w podobnych operacjach bywa, chodzi właśnie o głowę państwa i rywalizację o schedę po dyktatorze.
Kto przejmie władzę w Zimbabwe?
Mugabe ma 93 lata, rządzi nieprzerwanie od 1980 r. i wyraźnie niedomaga. Zapomina słowa, ma kłopoty z chodzeniem, zasypia podczas oficjalnych uroczystości. Jasnym jest, że nie będzie rządził wiecznie, a stworzony przez niego system czeka pilna reforma, im jej bliżej, tym marniejsze nastroje na prezydenckim dworze, uwłaszczonym na publicznym majątku. Zmiana, choćby personalna, jest konieczna i dojdzie do niej prawdopodobnie w grudniu, podczas zjazdu prezydenckiej partii ZANU-PF, kiedy zostanie namaszczony kandydat, tym samym murowany faworyt w przyszłorocznych wyborach.
Partia jest jednak głęboko podzielona, a walka już się toczy między żoną prezydenta Grace (młodszą od niego o 41 lat, jego byłą sekretarką) a odsuniętym w zeszłym tygodniu 75-letnim wiceprezydentem Emmersonem Mnangagwą. To kłótnia w rodzinie, Mnangagwa walczył u boku Mugabego jeszcze w latach 70. w wojnie domowej z władzami kolonialnej Rodezji. Teraz ich wspólny szlak bojowy dobiegł końca, podopieczny postawił się słabnącemu protektorowi. Mnangagwa oskarża wręcz Grace o próbę otrucia, ta z kolei twierdzi, że wiceprezydent próbował Mugabego obalić.