Harry się żeni! – rozbrzmiały media na całym świecie, zapowiadając przyszłoroczny ślub księcia Harry’ego z amerykańską aktorką i rozwódką Meghan Markle. Przy okazji przypominając historię króla Edwarda VIII, który w 1936 r. zrzekł się tronu, by poślubić dwukrotnie rozwiedzioną Amerykankę Willis Simpson. Dzisiaj Harry nie tylko nie musi zrzekać się tronu, ale jeszcze razem z wybranką może wziąć ślub w kaplicy św. Jerzego w zamku Winsdor, bo Kościół anglikański od 2002 r. zezwala rozwodnikom na ponowne małżeństwo. W przeciwieństwie do Edwarda Harry nie jest też królem i w kolejce do tronu plasuje się dopiero na piątej pozycji (a po narodzinach kolejnego dziecka Williama i Kate nawet na szóstej), więc wolno mu dużo więcej niż choćby właśnie starszemu Williamowi. Harry nie tylko uzyskał błogosławieństwo królowej Elżbiety II, ale też spokojnie zaakceptowano, że Meghan Markle nie jest arystokratką, w jej życiu zawodowym zdarzały się niezbyt powściągliwe sceny erotyczne, a jej matka jest Afroamerykanką.
Brytyjska monarchia przechodzi metamorfozę. Niezmiennie jej ostoją jest oczywiście królowa, ale trendy wyznacza już książę William i księżna Kate. Do tego teamu, po latach burzliwej młodości, dołączył Harry. Wraz z bratem i bratową założyli fundację pomagającą młodym ludziom, prowadzą też kampanię na temat zdrowia psychicznego i budują nowy wizerunek monarchii. Dworu, który jest bliżej ludzi, nie zawsze sztywny, zorientowany w tym, co się dzieje, i kontaktujący się z poddanymi na wszystkich profilach w mediach społecznościowych. Meghan Markle, którą ze względu na działalność charytatywną już porównuje się do Diany, doskonale się w ten obraz wpisuje. A jej ślub z Harrym – jak przewidują eksperci – nie tylko poprawi notowania monarchii, ale też przyniesie realne komercyjno-turystyczne korzyści gospodarcze, liczone w milionach funtów.