Rosja idzie wyłącznie do przodu i nikt nigdy jej nie zatrzyma – zapewnił Władimir Putin zgromadzonych pod sceną robotników zakładów samochodowych w Niżnym Nowogrodzie. Kilka minut później, pod wyreżyserowane oklaski fabrycznej załogi, złożył deklarację, która nie zdziwiła nikogo: „Będę startować w wyborach na prezydenta Federacji Rosyjskiej”. Po raz czwarty w karierze.
Kłopot w tym, że Rosja z 65-letnim wiecznym prezydentem na czele, zamiast iść do przodu, może jedynie kręcić się w kółko. – Kreml nie potrafi sensownie wyjaśnić, po co naszemu krajowi kolejne sześć lat z Putinem. Nie wiadomo, jaki jest pomysł prezydenta na następną kadencję – komentuje politolog Iwan Preobrażeński. – Jedyne, na czym grają, to oczywista bezalternatywność tej kandydatury.
Wygląda jednak na to, że władzom nie zależy na określeniu nowej strategii Putina. Wysiłek aparatu państwowego koncentruje się na tym, by w 2018 r. i w pięciu kolejnych latach wszystko zostało po staremu. Zbiega się to zresztą z życzeniami społeczeństwa. Jak pokazują badania opinii publicznej, większość Rosjan nie chce radykalnych zmian w państwie. Hasłem na obfitujący w wydarzenia 2018 r. ma być więc paradoksalnie stabilność. Tylko czy w coraz bardziej niestabilnym świecie ten scenariusz ma szanse powodzenia?
Wiosna
– Pierwszy raz w historii kampania Putina to czysta imitacja. Bezsensowny rytuał, który nikomu nie jest potrzebny, a już na pewno samemu zainteresowanemu – ocenia publicysta Michaił Fiszman. Nikt nie ma wątpliwości, kto wygra marcowe wybory prezydenckie w Rosji. Dlatego celniejszym określeniem jest w tym wypadku referendum. Zbliżające się głosowanie ma być kolejnym dowodem zaufania narodu dla swojego lidera.