Program zbrojeń jądrowych i rakietowych odseparował Koreę Płn. od międzynarodowych rynków. Drastycznie ograniczył możliwości handlu, w tym sprzedaży węgla i owoców morza, sprowadzania ropy naftowej czy części zamiennych. Efekt? Nie ma tygodnia, by do japońskich wybrzeży nie docierały kutry-widma z wycieńczonymi rybakami na pokładzie, często załogi nie przeżywają rejsu. Prawdopodobnie wiatry i prądy na wzburzonym o tej porze roku Morzu Japońskim znoszą niewielkie drewniane łodzie, które wypływają dalej niż dotąd – na co rybacy nie są przygotowani. Szukają łowisk na otwartym morzu, ponieważ – to jedna z hipotez – północnokoreański przywódca Kim Dzong Un mógł za dewizy sprzedać Chińczykom prawo do łowienia bliżej koreańskiego brzegu.
Już tej zimy, alarmuje ONZ, międzynarodowe sankcje bezpośrednio dotkną ponad 13 z 25 mln obywateli Korei Płn. Jeśli będzie ostra, a początek był, to braki w zaopatrzeniu zaczną poważnie dawać się we znaki, powodując niedożywienie. Im dalej od uprzywilejowanego Pjongjangu, tym będzie gorzej. Mieszkańcy wielu górskich miejscowości, jeśli nie pracują w ważnej fabryce albo nie są związani z jednostką wojskową, jako pierwsi odczują ostrze sankcji. Co więcej, ich nałożenie, m.in. na przelewy bankowe, zablokowało działalność międzynarodowych organizacji humanitarnych – w listopadzie zakończył się oenzetowski program dożywiania 119 tys. dzieci poniżej piątego roku życia.
Zjednoczenie Półwyspu przez rzucenie Północy na kolana to jeden z rutynowych scenariuszy scalenia Korei. Koreańczycy z Południa ten wariant degrengolady północnego reżimu sumiennie przestudiowali. Wśród pomysłów na zjednoczenie jest m.in. opcja niemiecka (mocarstwa też podzieliły Niemcy na początku zimnej wojny) oraz chińska (ChRL i Tajwan to kolejne dzieci zimnowojennych porządków).