Koniec rozpatrywania zbrodni w byłej Jugosławii. Trybunał zakończył swoją działalność
Jedyny taki po Norymberdze i Trybunale Tokijskim. Działał 24 lata, tak określiła jego mandat rezolucja Rady Bezpieczeństwa ONZ, podjęta w maju 1993 roku. Miał rozliczyć i osądzić za zbrodnie wojenne, zbrodnie przeciwko ludzkości i naruszenia konwencji genewskich podczas wojny, jaka rozegrała się na Bałkanach, dopełniając podziału Jugosławii.
Wojna była okrutna, jak każda wojna bratobójcza, gdzie strzelać mógł każdy i każdy strzelał. Ta bałkańska okrucieństwami zaskoczyła świat, zginęło 200 tys. osób, najczęściej cywilów. Bo wydawało się, że po doświadczeniach II wojny światowej takie szaleństwo już nigdy nie powróci.
Niestrudzona Carla del Ponte
Twarzą Trybunału stała się szwajcarska prokurator Carla del Ponte. To ona z niespotykaną determinacją tropiła zbrodniarzy i domagała się od rządów państw odesłania do Hagi i postawienia winnych przed Trybunałem. Problem polegał jednak na tym, że przestępcy wojenni byli najczęściej postrzegani – przez polityków i społeczeństwa – jako bohaterowie.
Sądzenie bohatera – to się nie mieściło w głowach. Nie tylko Serbowie chronili swoich generałów, także Chorwaci, Muzułmanie z Bośni, Albańczycy z Kosowa. Żaden z rządów nie współpracował z Trybunałem z własnej woli, ochoczo. Każdy wyrok przyjmowany był z oburzeniem, wyprowadzał na ulice lokalnych nacjonalistów. Nacjonalizm i patriotyzm były tam bardzo blisko, a nawet oba te pojęcia wzajemnie na siebie zachodziły i mieszały się w głowach. Carla del Ponte była niestrudzona.
To jej postawa wymogła na międzynarodowych instytucjach sankcje w stosunku do państw, które nie stosowały się do postanowień Trybunału. Czasem ta determinacja sprawiała wrażenie stronniczości, bo pani prokurator przede wszystkim ścigała Serbów. To im przypisywała najwięcej win i zbrodni. Chorwaci, Albańczycy, Muzułmanie – to był dalszy plan, mimo że przez Bośnię i Sarajewo przewinęły się setki mudżahedinów, którzy mieli ręce poplamione krwią i zbrodnią. Ale zbrodnie ekstremistów islamskich dopiero miały zadziwić świat.
Proces Slobodana Miloszevicia przed Międzynarodowym Trybunałem ds. Zbrodni w byłej Jugosławii
Wielkich procesów, jakie utkwiły mi w pamięci, było kilka. Pierwszym był chyba proces Slobodana Miloszevicia, byłego prezydenta Serbii i Jugosławii. Długo unikał Hagi, ale po rewolucji w październiku 2000 roku i obaleniu jego władzy wiadomo było, że sądu nie uniknie.
Zoran Dzindzić, ówczesny premier, był jednak zdeterminowany. Wiedział, że chroniąc Miloszevicia, działałby na szkodę kraju. To było spektakularne widowisko, aresztowany Miloszević został przetransportowany do Hagi helikopterem. Stawiano mu 60 zarzutów, głównie za Kosowo, jego proces transmitowała belgradzka telewizja. Miloszević był prawnikiem, sam prowadził swoją obronę. Czasami miał ułatwione zadanie, bo międzynarodowi sędziowie nie zawsze orientowali się w bałkańskich realiach.
Pamiętam zeznania świadka, który tłumaczył sędziom Trybunału przebieg pewnej akcji. Opowiadał, że widział Pragę przez okno. Sędzia dopytywał, jakim sposobem znalazł się nagle w Pradze i co tam robił. Może tłumacz nie radził sobie z przekładem, w każdym razie dość długo trwało, zanim się wyjaśniło, że chodzi o wojskowy pojazd Praga, a nie o stolicę Czech.
Proces Miloszevicia przerwała jego śmierć w haskim więzieniu w 2006 roku. Do dziś nie jest jasne, czy była to śmierć naturalna – Miloszević miał kłopoty z krążeniem – czy samobójstwo, a może przyczynił się do niej ktoś trzeci.
Procesy Karadzicia i Mladicia
Dwaj liderzy bośniackich Serbów, Radowan Karadzić i Ratko Mladić, odpowiedzialni za zbrodnie podczas wojny w Bośni i za masakrę Muzułmanów w Srebrenicy, przez wiele lat umykali sprawiedliwości. O ich ukrywanie oskarżano Belgrad i dawnych towarzyszy broni. Legendy krążyły o tym, gdzie żyją, gdzie się ukrywają, gdzie ich widziano. Wszystkie okazały się nieprawdziwe. Tymczasem od wydania do Hagi Mladicia i Karadzicia Bruksela uzależniała normalizację stosunków z Belgradem.
Jak się okazało, Karadzić mieszkał w Nowym Belgradzie, prowadził praktykę lekarską, ale przez lata nikt nie wpadł na jego trop. Zapuścił włosy i długą brodę, zmienił nawyki. Jego schwytanie było sensacją. Został skazany na 40 lat więzienia.
Mladić ukrywał się przez jakiś czas w swej rodzinnej wiosce i tam został aresztowany. Był chory i wycieńczony, i chyba nie miał już pieniędzy na opłacanie milczenia.
Kogo nie skazano w Hadze?
Hagi uniknął prezydent Chorwacji Franijo Tudźman, zmarł w 1999 roku, zanim zdecydowano się spojrzeć krytycznie i ocenić jego działania. Tudźman był chorwackim nacjonalistą, współodpowiedzialnym za rozpad Jugosławii, jego działania przyczyniły się do wielu krwawych zdarzeń tamtej wojny, w Chorwacji i Bośni, bo jego ideą było odtworzenie Wielkiej Chorwacji w granicach z 1939 roku.
To on rozbudzał chorwacko-serbskie nienawiści z czasów II wojny światowej, kiedy Chorwacja sprzymierzyła się z hitlerowskimi Niemcami. Echa tamtych czasów powróciły na Bałkany w latach 90.
W Hadze uniewinniono chorwackiego gen. Ante Gotovinę, choć pierwszy wyrok był skazujący. Ale Gotovina był chorwackim bohaterem narodowym, jego oskarżenie i skazanie było bardzo źle przyjęte w Zagrzebiu. A jego uwolnienie zbulwersowało Belgrad.
Nie stanął przed Trybunałem Alija Izetbegović, lider bośniackich Muzułmanów. On także ponosi odpowiedzialność za rozpad Jugosławii. Ani liderzy UCK, bezpardonowo walczący z Serbami w Kosowie.
Przywódca Serbów chorwackich Milan Babić został skazany na 13 lat więzienia. Powiesił się w celi w 2006 roku.
Biliana Plavsić, prezydent Republiki Serbskiej w Bośni, została skazana na 11 lat więzienia. Tylko ona sama zgłosiła się do Hagi i przyznała do popełnionych czynów.
Całkiem niedawno samobójstwo na oczach świata popełnił w Hadze chorwacki gen. Slobodan Praljak. Wypił roztwór cyjanku potasu. W procesie odwoławczym właśnie odczytywano wyrok skazujący go na 20 lat więzienia za zbrodnie wojenne w Bośni.
Bilans działalności Międzynarodowego Trybunału ds. Zbrodni w byłej Jugosławii
Trybunał wydał blisko 90 wyroków, przesłuchał ponad 4 tys. świadków. Czy spełnił swoje zadanie, czy pokazał światu, że sprawiedliwości nie da się uniknąć, że prędzej czy później zbrodnie zostaną osądzone, winni ukarani?
Zapewne tak, choć nie do końca. Nie przyczynił się do pojednania w regionie. Wielu zbrodniarzy uniknęło sądu, wielu kpi sobie z wymiaru sprawiedliwości i chodzi wciąż w aureoli patrioty, są wspierani przez własne kraje. Pewnie wiele analiz i książek powstanie na ten temat.
Ale jest niezaprzeczalne, że Trybunał odegrał wielką rolę, bo osądził polityków, którzy wprawdzie nie zabijali własnoręcznie, ale wyznawali idee, które do zbrodni skłaniały. I to chyba jest największa jego zasługa. Ale czy politycy wezmą sobie do serca i rozumu tę naukę? Historia uczy, że kiepsko z tym sobie radzą.