Świat

Rumunia: polski wirus

Viorica Dăncilă Viorica Dăncilă George Calin/EPA / PAP

Rumuni znów wyszli na ulice, żeby demonstrować przeciwko nowym ustawom, bo te według nich wcale nie reformują wymiaru sprawiedliwości, tylko psują go, zapewniając np. ministrowi możliwość ingerowania w działania sędziów i prokuratorów. Utrudniałyby też pracę Narodowej Dyrekcji Antykorupcyjnej (DNA). Ustawy przyjął parlament, ale nie podpisał ich prezydent Klaus Iohannis, który wielokrotnie wypowiadał się przeciwko planowanym zmianom. Teraz skierował je do Trybunału Konstytucyjnego i ostrzega, że uchwalenie pakietu ustaw może doprowadzić do podjęcia wobec Rumunii takich samych działań, jakie Komisja Europejska skierowała przeciwko Polsce.

Podobieństw jest więcej: za sterami stoi premier, trzeci już w ciągu roku, a za sznurki pociąga Liviu Dragnea, szef socjaldemokratów, największej partii koalicyjnej. Sam szefem państwa być nie może, bo ciążą na nim zarzuty korupcyjne, ale namaszcza kolejnych premierów, oczekując lojalności. Zaprzysiężona w zeszłym tygodniu Viorica Dăncilă jest pierwszą kobietą na tym stanowisku, może się też okazać wyjątkowo wiernym żołnierzem. Od dawna kręci się wokół Dragnei, i nawet karierę polityczną zaczynała w okręgu, w którym on szefował. Jako europosłanka zasłynęła z maili, które podczas zeszłorocznych rumuńskich protestów rozsyłała do swoich kolegów w Brukseli, żeby im wytłumaczyć potrzebne i słuszne, według niej, posunięcia rządu.

Polityka 4.2018 (3145) z dnia 23.01.2018; Ludzie i wydarzenia. Świat; s. 11
Reklama