Cyril Ramaphosa został prezydentem RPA. Szykował się już na bezpośredniego następcę Nelsona Mandeli, był wszak jego protegowanym, zasłużonym i prześladowanym działaczem, negocjował warunki demontażu apartheidu, ale ubiegli go inni. Zniechęcony, na wiele lat porzucił politykę. Poszedł do biznesu, zarobił miliony i niedawno do polityki wrócił, od razu na wysokie stanowisko wiceprezydenta.
Jacob Zuma odchodzi
Miejsce na szczycie południowoafrykańskiej polityki zwolniło się wraz z odejściem prezydenta dotychczasowego. Jacob Zuma (kadencję powinien skończyć dopiero w przyszłym roku) upadł głównie pod ciężarem licznych oskarżeń o korupcję. Zarzuty ciągnęły się od dawna, niektóre od lat 90., ale Zuma wprawnie się bronił, m.in. dzięki fantastycznej sprawności retorycznej i faktycznej popularności wśród dołów społecznych.
Skandalami wyczerpał jednak cierpliwość partii, rządzącego nieprzerwanie od końca apartheidu Afrykańskiego Kongresu Narodowego (ANC). Dziedzictwem dziewięcioletnich rządów Zumy pozostaje stan gospodarki, jej kondycję najlepiej ilustruje fakt, że co trzeci obywatel nie ma ani pracy, ani widoków na jej szybkie znalezienie. Część partyjnych towarzyszy chciała odejścia Zumy od dawna, Kongres nie mógł się jednak zdobyć, by rozliczyć swego przywódcę. Dopiero zdarzenia ostatnich miesięcy, na czele z grudniową przegraną jego protegowanej w wyścigu na przewodnictwo w partii, pozwoliły postawić go przed prostym do rozwiązania dylematem: wotum nieufności albo rezygnacja.
Zuma odszedł w środę, do żadnych przewin się nie przyznaje. Godziny po jego rezygnacji rozpoczęły się aresztowania członków wpływowej rodziny Guptów, imigrantów z Indii, którzy doszli do fortuny, ściśle współpracując z bliskim Zumy, wcześniej Guptowie uchodzili za nietykalnych.