W poniedziałek Towarzystwo Dziennikarskie przed ambasadą Turcji w Warszawie zorganizowało pikietę w obronie tureckich mediów. Bezpośrednim powodem było skazanie szóstki Turków, w tym trzech zawodowych dziennikarzy, na dożywocie bez możliwości wcześniejszego zwolnienia. W połowie stycznia tamtejszy sąd orzekł, że są winni „rozpowszechniania podprogowego przekazu w telewizji i prasie”, w którym nawoływali do obalenia rządu i komunikowali się ze swoimi zwierzchnikami za granicą.
To pierwszy wyrok powiązany z próbą zamachu stanu z lipca 2016 roku, w którym część armii i powiązany z nią tzw. ruch Gülena chciały obalić władzę prezydenta Turcji Recepa Tayyipa Erdoğana i jego Partii Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP). Erdoğan wykorzystał nieudany zamach jako pretekst do rozprawienia się nie tylko z siłami bezpośrednio w niego zaangażowanymi, ale również z opozycją polityczną i niezależnymi mediami, które oskarżył o sprzyjanie zamachowcom. W efekcie dziś w tureckich więzieniach z powodu swej medialnej działalności przebywają co najmniej 73 osoby – więcej niż w Chinach.
Na apelację czekają za kratkami
Przypadek skazanej szóstki jest szczególny. Trójka z nich – bracia Ahmed i Mehmed Altan oraz Nazlı Ilıcak – to uznani i doświadczeni dziennikarze, krytyczni wobec obecnej władzy. Pozostali – Fevzi Yazıcı, Yakup Şimşek, Şükrü Tuğrul Özşengül – to ludzie powiązani z opozycyjnymi mediami, ale nie piszący. Dotychczas wobec tak istotnych politycznie podsądnych stosowano w Turcji zabieg znany m.in. z PRL. Skazani w pierwszej instancji „polityczni” mogli jeszcze z wolnej stopy apelować.