Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Jaką drogą pójdzie Armenia?

Protesty w Armenii trwają już kolejny tydzień. Protesty w Armenii trwają już kolejny tydzień. Gleb Garanich/Reuters / Forum
Protesty w Armenii są na razie spokojne i pokojowe. Ale mogą wyrwać się spod kontroli.

Kryzys polityczny w Armenii trwa już od kilku tygodni i wygląda na to, że jeszcze potrwa. Przynajmniej do 8 maja, kiedy armeński parlament zajmie się ponownym wyborem premiera Nikoli Paszyniana.

Armenia: to skomplikowane

Paszynian, lider opozycji i organizator protestów trwających od połowy kwietnia (poprzednie odbyły się w 2008 roku), nie został wybrany na premiera w głosowaniu 1 maja. Był jedynym kandydatem, zdobył 45 głosów w liczącym 105 krzeseł parlamencie. Zabrakło mu ośmiu głosów.

Było to do przewidzenia. Paszynian musiałby zyskać poparcie mającej większość i przez lata rządzącej Republikańskiej Partii Armenii. Tylko dlaczego republikanie mieliby głosować na Paszyniana, skoro przez jego działalność opozycyjną ze stanowiska premiera musiał zrezygnować premier Serż Sarkisjan? Sarkisjan przez dziesięć lat (2008–2018) był prezydentem kraju, a potem postanowił zostać premierem i został wybrany na to stanowisko przez parlament, w którym jego ugrupowanie ma większość.

Uff, demokracja w wydaniu armeńskim jest dość skomplikowana.

Paszynian nie miał problemu z wyprowadzeniem ludzi na ulice, bo Ormianie mają po uszy klanu karabaskiego (były prezydent-premier był i jest jego przedstawicielem), korupcji, stagnacji gospodarczej, niskiej stopy życiowej i autorytarnych rządów.

Rosja czy Europa Zachodnia? Armenia stoi przed wyborem

Protest podjęli ludzie młodzi, marzący o lepszym życiu i większej otwartości Armenii na Zachód. W 2013 roku Armenia wykonała woltę i wycofała się z umowy stowarzyszeniowej z UE, przystępując do Wspólnego Obszaru Celnego z Rosją. Kremlowskie zapowiedzi się nie ziściły, a Erywań zdecydował się niedawno podpisać porozumienie z Brukselą.

Reklama