A co zrobią, jeśli codziennie 40 tys. nieuzbrojonych palestyńskich dzieciaków będzie zbierać się pod murem i krzyczeć »Żądamy naszych praw!«? – pytał John Kerry, były szef amerykańskiej dyplomacji, podczas panelowej dyskusji w Dubaju w listopadzie 2017 r. Zapewne nie spodziewał się, że tak szybko pozna odpowiedź.
Oto bowiem miesiąc temu mieszkańcy Strefy Gazy rozpoczęli obchody 70-lecia Izraela lub, mówiąc ściślej, 70-lecia katastrofy, jaką z arabskiego punktu widzenia było powstanie Izraela. W tzw. marszu powrotu bierze udział – tak jak wyobrażał sobie Kerry – wielu młodych chłopaków, którzy co kilka dni przychodzą pod barierę oddzielającą Gazę od Izraela.
A co robią izraelscy żołnierze? Mairav Zonszein, młoda dziennikarka, która publikowała już m.in. w „Guardianie” i „Washington Post”, relacjonowała na gorąco na Twitterze: „Jest piątek i chciałabym życzyć wszystkim szczęśliwej paschy, ale nasi snajperzy, schowani bezpiecznie za barierą graniczną, właśnie używają ostrej amunicji przeciwko nieuzbrojonym demonstrantom, którzy maszerują, żeby zrzucić kajdany”.
Dopuszcza się zabijanie
Filmiki, które demonstranci wrzucają do internetu, przynajmniej częściowo potwierdzają relację Zonszein. Oczywiście – jak to w Gazie – niemożliwe, żeby wszyscy byli nieuzbrojeni. Ale karabinów nie widać. Niektórzy rzucają kamieniami, petardami czy butelkami z benzyną. Na jednym wideo widać grupkę nieuzbrojonych chłopaków biegnących z oponą – nie w stronę granicy, tylko od granicy. Nagle jeden, trafiony przez snajpera, pada trupem. Pozostali zbierają się wokół ciała kolegi, krzycząc „Allahu akbar!”.
Podobnych filmików, na których ktoś tam idzie z gołymi rękami i nagle pada rażony kulą, krąży po internecie kilka.