Tego, że czeski miliarder kupił w Polsce kilka rozgłośni radiowych, w tym Radio ZET, w Czechach nikt nie zauważył. Krzetinsky zdążył przyzwyczaić rodaków do tego, że robi interesy za granicą. I to na dużo większą skalę, na rynkach znacznie potężniejszych niż polski. W tym przypadku Krzetinsky po prostu poszedł w ślady innych bogatych Czechów. Połączenie wielkiego biznesu z mediami to ostatnio modna kombinacja u naszych południowych sąsiadów.
Najbardziej znany jest przypadek obecnego premiera kraju Andreja Babisza, który w 2013 r. kupił spółkę medialną MAFRA (z m.in. dwoma dziennikami), a teraz ma jeszcze telewizję, radio i portale internetowe. Zakupy Babisza rozkręcały się wraz z jego wejściem do polityki. Z tego powodu dziennikarze ochrzcili go czeskim Berlusconim i uznali nie tyle za biznesmena, co oligarchę w stylu krajów byłego ZSRR: nie całkiem jasne pochodzenie majątku, związki z dawnym systemem, kokosy robione na styku publicznego i prywatnego.
– Krzetinsky oligarchą nie jest – uważa redaktor naczelny renomowanego tygodnika „Respekt” Erik Tabery. – To mocny gracz w biznesie. Media skupuje dla pieniędzy, ale też jako rodzaj bezpiecznika. Krzetinsky, urodzony w 1975 r., na oligarchę jest po prostu za młody. Wywodzi się z elit drugiego największego miasta w kraju, Brna. Matka jest byłą sędzią Trybunału Konstytucyjnego, ojciec – profesorem informatyki. W Brnie skończył prawo i szybko zajął się biznesem. Poszedł do pracy do potężnej słowackiej grupy finansowej J&T. Karierę zrobił błyskawicznie.
Pan na elektrowniach
„Pragmatyk, ekstremalna inteligencja, charakter buldoga” – piszą o nim czescy dziennikarze. „W życiu nie spotkałem w biznesie człowieka, którego by można z nim porównać, jeśli chodzi o zaangażowanie, parcie na bramkę” – mówił w jednym z wywiadów jego współpracownik z J&T Michal Sznobr.