Noura Hussein miała 16 lat, gdy rodzina zmusiła ją do małżeństwa. Trzy lata później zabiła męża. Pchnęła go nożem, gdy ponownie próbował ją zgwałcić. Na początku maja sąd w Sudanie skazał Nourę na karę śmierci. Prawnicy z organizacji pozarządowej Equality Now (Równość Teraz) złożyli apelację. Ich wysiłkom towarzyszy kampania w mediach społecznościowych – Justice For Noura (Sprawiedliwość dla Noury), która błyskawicznie zyskała wymiar międzynarodowy. Włączyli się w nią także Polacy.
Los Noury budzi reakcję solidarności i łatwo przekracza linie podziałów pomiędzy lokalnymi odmianami feminizmu, które do niedawna wydawały się szczelnie separować problemy np. feministek w Afryce od tych, z jakimi zmagają się kobiety w Azji. To nowe, uwspólnione odczytanie dramatu dziewczyny z jednego z najuboższych krajów świata nie byłoby możliwe bez ruchu #MeToo. Nourę Hussein i jej proces szybko zaczęto opisywać jako uniwersalny przykład tego, jakie skutki niosą praktykowane w wielu krajach przymusowe małżeństwa dzieci i nastolatek, a także gwałty małżeńskie. Noura nie jest sama w tym sensie, że w jej losie wielu kobietom dziś łatwo rozpoznać aspekt własnego doświadczenia. Wielu protestuje przeciwko karaniu ofiary, jaką Noura jest w świetle prawa sudańskiego i międzynarodowego.
Ruch #MeToo – uruchomiony aferą hollywoodzkiego giganta Harveya Weinsteina, oskarżonego o gwałty i molestowanie kobiet w luksusowym zakątku globu – rozbudził feministki od stulecia aktywne w wielu krajach rozwijających się. W państwach takich jak Indie czy Argentyna ruch kobiecy wyrastał razem z pokolonialną niepodległością, ale dzięki #MeToo zintensyfikował się i ułatwia nazywanie przemocy po imieniu. A na dodatek kobiety szybko uczą się postrzegać swoje prawa całościowo.
Korea: przeciw przemocy i niższym płacom
Nowa odwaga wstąpiła w Koreanki mimo utrwalonego w ich kulturze milczenia kobiet.