Węgry znów są na tapecie. Kilka dni temu Komisja Europejska rozpoczęła tzw. postępowanie przeciwnaruszeniowe z powodu przepisów „zatrzymać Sorosa”, przyjętych przez Budapeszt. Chodzi o pakiet ustaw, które uderzają w węgierskie organizacje pozarządowe, szczególnie te finansowane przez George’a Sorosa, amerykańskiego bankiera i filantropa, z pochodzenia Węgra, który na całym świecie wspiera tzw. społeczeństwo otwarte. Nowe przepisy kryminalizują w zasadzie wszelką pomoc w składaniu wniosków o azyl. Zdaniem Komisji jest to sprzeczne z unijnym prawem azylowym.
Kierownictwo Europejskiej Partii Ludowej (EPL), do której należy Fidesz Viktora Orbána, przekonywało węgierskiego premiera, aby nie forsował tych ustaw i poczekał na opinię Komisji Weneckiej. Bez rezultatów.
Wcześniej, bo jeszcze w czerwcu, komisja wolności obywatelskich Parlamentu Europejskiego przegłosowała rezolucję, żeby wszcząć wobec Węgier tę samą procedurę ochrony praworządności, która już toczy się wobec Polski. Deputowani centroprawicowej EPL, największej frakcji politycznej w europarlamencie, podzielili się w tej sprawie prawie równo na pół: ośmiu głosowało za, dziewięciu przeciw.
Oba te przypadki pokazują, jak głęboki problem ma europejska chadecja z zasiadającym w jej szeregach Orbánem. I przed europejskimi wyborami w maju 2019 r. raczej się go nie pozbędzie.
Grupy czyli frakcje
Europejska polityka od lat 50. zorganizowana jest wokół grup politycznych, czasem nazywanych frakcjami. Największe z nich to właśnie centroprawicowe EPL, czyli chadecy, do których należą m.in. niemiecka CDU Angeli Merkel, oraz socjaliści (S&D). Mniejsze grupy to konserwatyści, liberałowie, Zieloni czy tzw. zjednoczona (czyli bardziej radykalna) lewica.