Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Tu tabu, tam tabu

Pisarka Katja Kettu o trudnej historii Finlandii

Rovaniemi. W okolicy miasta było mnóstwo niemieckich obozów jenieckich, w całej Laponii – dwieście. Rovaniemi. W okolicy miasta było mnóstwo niemieckich obozów jenieckich, w całej Laponii – dwieście. Janus Orlov/Alamy Stock Photo / Getty Images
Rozmowa z pisarką Katją Kettu, o czym Finowie nie bardzo chcą pamiętać. I jak w Finlandii woda prowadzi własne życie.
Lech Mazurczyk/Polityka
Rosjanki w fińskim obozie koncentracyjnym w Pietrozawodsku, Karelia, 1942 r.AN Rosjanki w fińskim obozie koncentracyjnym w Pietrozawodsku, Karelia, 1942 r.
Katja KettuUlf Andersen/Getty Images Katja Kettu

KAROLINA BŁACHNIO: – Często powtarza pani, że jako pisarka ma pani trudną drogę. To z powodu łamania tabu?
KATJA KETTU: – W Finlandii długo panowała tradycja, że o wojnie piszą tylko mężczyźni, najlepiej historycy. Pisarki zajmowały się mniej istotnymi tematami społecznymi, ewentualnie emocjami i miłością. Zdarzało się, że porywały się na ten temat, ale ich książki były skazane na niebyt. Kobiety piszące o wojnie trafiły do głównego nurtu dopiero jakieś 10 lat temu. Prym wiodą teraz młode pisarki.

Pisze pani o trudnej historii Finlandii.
Dorastałam w stolicy Laponii Rovaniemi. Jako dziecko nie zdawałam sobie sprawy, że z rówieśnikami bawimy się na terenach dawnych obozów jenieckich. W okolicy miasta było ich mnóstwo, w całej Laponii – dwieście. Pikku Berliini, czyli Mały Berlin – tak Niemcy nazywali bazy na terenie Finlandii, w których stacjonowali podczas wojny, w latach 1941–44. Bazę w Rovaniemi przekształcono w obóz jeniecki, teraz to dzielnice mojego miasta. W koszykówkę chodziliśmy grać na Pole Rommla. Pierwotnie było to boisko piłkarskie utworzone przez Niemców. W piłkę grały tu drużyny hitlerowskiej 20. Armii Górskiej i Finów, miejsce nosi tę nazwę do tej pory. Znaleźliśmy tam granat niewybuch – ślady wojny były powszechne, ale niekomentowane.

Kiedy zdała sobie pani sprawę, że na tych terenach były obozy koncentracyjne?
Dopiero, gdy zaczęłam o nich czytać. Jako nastolatki nie wiedzieliśmy, dlaczego te tereny były otoczone drutem kolczastym. O tym się nie mówiło, krążyły jedynie plotki. Pamiętam, że w szkole nauczyciel dał mi książkę na temat obozów. Przeczytałam ją i chciałam przygotować referat. Usłyszałam wtedy, że pokój nauczycielski się nie zgadza, bo to nie jest kwestia do omawiania. W latach 90. większość spraw związanych z drugą wojną nie było w Finlandii poruszanych. Dla jasności: to były obozy koncentracyjne, ale nie obozy zagłady, jak Birkenau.

Były to jednak obozy, w których więźniowie masowo umierali z głodu. Co teraz dzieje się z tymi miejscami?
Wyrosły tam lasy, przez które biegną ścieżki narciarskie. Zapomniano o nich. Lub raczej – zepchnięto w niepamięć.

Dlaczego w Finlandii to był temat zakazany?
Wciąż jest. Wielu Finów twierdzi, że nie kolaborowaliśmy z nazistami. Uważają, że Laponia znalazła się pod okupacją niemiecką, ale był to sojusz.

Jak do niego doszło?
Po wojnie zimowej ze Związkiem Radzieckim w latach 1939–40 straciliśmy ziemie na Przesmyku Karelskim. Było jasne, że ZSRR zaatakuje ponownie. Prosiliśmy o wsparcie aliantów, ale nie otrzymaliśmy go, Finlandia została sama. Dlatego zrezygnowaliśmy z neutralności – tak wpadliśmy w ręce Hitlera. Sojusz zobowiązał Finlandię do wspierania jego pochodu na wschód. W 1940 r. przybyło do nas 220 tys. niemieckich żołnierzy, było ich dwa razy więcej niż ludności Laponii. Dla Hitlera szczególnie ważny był rejon Petsamo (pol. Pieczenga) nad Morzem Barentsa, gdzie mieściły się kopalnie niklu. Od 1943 r. pokrywały one 80 proc. zapotrzebowania niemieckiego przemysłu wojennego na ten surowiec. Bez niego niemożliwa byłaby produkcja czołgów.

Efektem tego sojuszu były też obozy jenieckie w Laponii, tworzone i zarządzane przez Niemców. Ale Finowie zakładali także obozy z własnej inicjatywy, w sąsiedniej Karelii. Trafiali do nich Rosjanie zamieszkujący dotąd te ziemie.

W swojej książce „Akuszerka” pokazuje pani obóz jeniecki oczami kobiety.
Bo sama obecność kobiet w obozach to kolejne tabu. Znalazły się tam m.in. pojmane żołnierki z Armii Czerwonej. Gdy doszło do sojuszu z Niemcami, wojska fińskie zajmowały tereny Laponii, które wcześniej były w granicach ZSRR. Do niewoli dostały się wtedy także rosyjskie kobiety i dzieci. Naziści opracowali system nagród za dobre zachowanie dla swoich żołnierzy. Tymi nagrodami były pojmane Rosjanki, sprowadzone do roli prostytutek. To jest bardzo niewygodny temat, ludzie w Finlandii nie chcą o nim mówić. Stąd w „Akuszerce” wątek eksperymentów na kobietach w ciąży z gwałtu dokonanego w obozie.

Kim były tytułowe akuszerki?
Jeszcze podczas wojny Finki na ogół przechodziły spod opieki ojca prosto pod opiekę męża. Nie było momentu w ich życiu, gdy pozostawały same i podejmowały autonomiczne decyzje. Akuszerki miały znacznie więcej wolności. Mogły się przemieszczać tam, gdzie chciały, co dla większości zwykłych fińskich kobiet nie było możliwe. To osoby trochę poza społeczeństwem. Z jednej strony wzbudzały strach, bo reprezentowały „nieznane”, a z drugiej były potrzebne, np. przy porodach. Mówimy o czasach przed wojną, gdy w fińskiej Laponii nie było ani lekarzy, ani szpitali.

Akuszerki żyły w silnym związku z ziemią, znały działanie ziół i naturalnych leków, potrafiły uleczyć rany. Wzbudzało to wśród ludzi strach połączony z fascynacją. Moja prababcia, która nie była akuszerką, ale znała się na różnych zabiegach i sposobach leczenia, pomagała przy narodzinach. Dzieci wtedy bardzo często rodziły się w saunie, mój wujek tak się urodził. Te lecznicze umiejętności były w rękach kobiet i jako tradycja przechodziły z pokolenia na pokolenie. O akuszerkach mówiło się też, że mają trzecie oko.

Co widziały tym trzecim okiem?
Wierzono, że mogą zajrzeć w przyszłość, także przewidzieć, kiedy i komu na świat przyjdzie dziecko. Miały opinię tych, które widzą i wiedzą trochę więcej.

Często splata pani magię obrzędów Ugrofinów z wielką historią XX w. Kolejna powieść, „Ćma”, opisuje Maryjczyków mieszkających nad środkową Wołgą. I to, co zrobił z nimi ZSRR.
W „Ćmie” chciałam pokazać Maryjczyków, którzy żyją teraz na terenie Rosji, w Republice Mari El. Mieszkają tam, skąd najprawdopodobniej wywodzą się Finowie. Już choćby podobne obrzędy ludowe pokazują, że rdzeń jest wspólny i dla Finów, i Maryjczyków, których jest ok. 600 tys.

Nakładają się tam na siebie trzy plany historii, jak na trzy razy wywoływanej fotografii. Na pierwszym planie zobaczyłam obecne, biedne społeczeństwo Maryjczyków, którzy żyją w taki sposób jak Finowie na początku XIX w. Z niedostatkami związany jest widoczny podział. Młodzi mężczyźni na ogół chcą iść do armii, a potem wstąpić do jakiejś organizacji kryminalnej; wielu z nich jest uzależnionych od narkotyków. Dziewczyny marzą o wyjeździe za granicę, czyli do Finlandii, aby zostać tancerkami, najlepiej w klubach nocnych. Zauważyłam też, że Maryjczycy czują większy związek z Finlandią niż Finlandia z Maryjczykami. Wielu z nich uczy się fińskiego. Z drugiej strony nadal czczą starych bogów i celebrują swój język, choć dotyczy to głównie małych miasteczek.

Co jest na drugim planie?
Podczas pisania „Ćmy” zauważyłam, że wielu pisarzy, lekarzy i duchownych z tego regionu, głównie mężczyzn, zginęło w tym samym 1938 r. Potem zorientowałam się, że to się stało jednego dnia. Padli ofiarą czystki stalinowskiej. Komuniści zabili wtedy praktycznie wszystkich Maryjczyków, którzy umieli czytać. Tylko kobiety, które przetrwały, zachowały wiedzę na temat rytuałów i leczenia; i tak jest do dziś. Od tamtej pory odgrywają w społeczności ważną rolę.

A trzeci plan?
To, że po upadku Związku Radzieckiego do tych ludzi nie przyszło nic nowego. Maryjczycy żyją w rozdarciu między „teraz” a „wtedy”. Mentalnie są ciągle w rzeczywistości sowieckiej, używają charakterystycznych dla niej sformułowań. Ten język zakłamuje, udaje. Maryjczycy mówią o regionie: „Mamy najpiękniejsze jabłonie”, choć trudno tam znaleźć jabłoń. „Jeździmy wspaniałymi traktorami”, a przecież nie ma żadnych traktorów. Poza tym w ogóle boją się rozmawiać.

Obawiają się represji.
Ciągle natykałam się na pozostałości po tamtym systemie. Choćby przepustki – potrzebne, żebym mogła się przemieszczać. Do niektórych maryjskich wiosek musiałam się wręcz przemykać. I to tak, żeby nikt mnie nie widział. Wejść do któregoś z byłych łagrów też nie było łatwo. Teraz to głównie tereny wojskowe, większość jest zamknięta dla cywili. Maryjczycy nie byli uznawani za mniejszość przez władzę sowiecką, która nie tolerowała żadnych przejawów inności, w tym ich wierzeń. Jednak Związek się rozpadł, a oni ciągle je kultywują.

Jakie to wierzenia?
Żywa jest tam tradycja ofiar z krwi zwierząt – kur i gęsi, składanych w świętych gajach. Dawniej obchodzili siedmiodniowe święto, podczas którego ofiarowywali krew białego konia, byka albo owcy. Koń musiał być biały, bo stanowił ofiarę dla białych bogów nieba, oprócz których istnieją czarni bogowie – bogowie ziemi.

Najciekawsza jednak jest ich wiara w to, że mamy trzy różne dusze. Dusza šülaš jest oddechem, nie ma stałego miejsca w ciele i nigdy za życia człowieka go nie opuszcza; dzieje się to dopiero po śmierci. Tšon, druga dusza, swobodnie przenosi się z jednej do drugiej części ciała. Maryjczycy uważają, że jeśli znajduje się ona w ręce, to gdy ta została odcięta, człowiek umiera. Najważniejsza jest dla nich dusza ört. Nie jest wierna ciału, opuszcza je często. Gdy Maryjczykowi śni się miasto, jest przekonany, że jego ört chodził po nim nocą. Gdy Mari straci przytomność, jest chory lub mocno przerażony, ört wybywa z jego ciała. Jeśli nie wróci, człowiek umiera.

Ale ciężka sytuacja Maryjczyków to rzecz jasna niejedyny problem w relacjach Finów z Rosją.
Nie chcemy pamiętać o tym, że w okresie międzywojennym ok. 30 tys. Finów dobrowolnie pojechało na tereny ZSRR i tam zginęło – albo podczas czystek, albo w gułagach. To temat, który jest bardzo niechętnie poruszany. W latach 30. Finlandia była krajem mocno faszystowskim. Dlatego ci, którzy skuszeni przez radzieckich agitatorów zdołali się przedostać do ZSRR, nie byli przyjmowani z powrotem. To był bilet w jedną stronę. Sama próba ucieczki z Finlandii groziła szykanami i linczem lub nawet śmiercią, granica była silnie strzeżona.

Bohaterce „Ćmy”, 15-letniej Irdze, która zaszła w ciążę z agitatorem z ZSRR, odcięto język.
Chce ratować siebie i nienarodzone dziecko przed swoimi. Decyduje się na ucieczkę do ZSRR na nartach, mimo że podczas tej przeprawy będzie aż do granicy ścigana przez ludzi i psy. W faszystowskiej Finlandii nie ma dla niej miejsca.

Po co Finowie jechali do ZSRR? Chcieli budować komunistyczny raj?
Warto pamiętać, że w 1918 r., kiedy w Finlandii zakończyła się wojna domowa – jedną stronę wspierała Rosja, drugą Niemcy – przegranych, czyli komunistów i ich sympatyków, pozbawiono praw obywatelskich. Mieli bardzo ciężkie życie. Niektórzy, tak jak mój dziadek, nie mogli w ogóle dostać pracy. Ci, których było na to stać, w poszukiwaniu lepszego życia wyjechali do Ameryki. Jednak, kiedy w 1924 r. Stany zamknęły swoje granice dla Finów, alternatywą stał się ZSRR. Część z nich ruszyła na wschód, skuszona sowiecką propagandą. W propagandowej wizji za wschodnią granicą było mnóstwo pracy, a jedzenie samo spadało z drzew. Doszło do tego, że mój pradziadek wierzył, że tam jest dużo cieplej niż u nas, że po przekroczeniu granicy nagle dzieje się coś magicznego. Byli też tacy, którzy po prostu szukali przygody.

Irga szybko i boleśnie przekonuje się, że w ZSRR nie jest cieplej. Za to jest tam sporo wody, która prowadzi własne życie.
Dla ludów ugrofińskich woda to kluczowy temat od zawsze. W Finlandii mamy tysiące jezior, rzek, zbiorników wodnych; woda jest istotnym elementem krajobrazu i ludowej wyobraźni. Dawniej Finowie życzyli wrogom, żeby trafili na bagna – było to równoznaczne z życzeniem komuś śmierci. Z kolei Saamowie wierzą, że kontrolują fale i wiatr.

„Utonąć to marzenie każdego Mari” – mówi bohater „Milczących dusz”, filmu o Maryjczykach w reżyserii Aleksandra Fedorczenki. Jak to rozumieć?
Woda dla Maryjczyków oznacza życie, radość, czułość i miłość. Utonięcie jest wiecznym zanurzeniem się w tym wszystkim. To też metafora powrotu do łona matki, które wypełnia woda. Maryjczycy wierzą, że woda ma duszę, dlatego studnie są dla nich świętymi miejscami i symbolem tego, co metafizyczne.

W jednej z maryjskich wsi, które odwiedziłam, powiedzieli mi, że jezioro, na które patrzę, kiedyś było gdzie indziej. Że się samoistnie przesunęło. Tłumaczyli, że gdy zbiornik wodny się zezłości albo z jakiegoś powodu jest niezadowolony, to może się przesuwać.

Z tych powieści wyłania się też wizja Maryjczyków i innych Ugrofinów jako ludów wyzwolonych seksualnie.
Szczególnie w zestawieniu z ludźmi z Rosji i innych krajów prawosławnych Mari są znacznie bardziej wyzwoleni. Dla nich swoboda seksualna i obyczajowa jest naturalna, tak jak szamańskie wierzenia i rytuały. W fabule „Ćmy” wierzenia ludowe wpływają na wielką historię. Przynoszą nowe interpretacje wydarzeń historycznych. Dlatego Władimir Putin zostaje poczęty w efekcie paktu bohaterki z Keremetem, ugrofińskim odpowiednikiem szatana, złego i inteligentnego. W wierzeniach Ugrofinów seks człowieka z diabłem jest możliwy.

Putin jako dziecko Keremeta, a może sam szatan, który odwiedza Moskwę, to otwarte nawiązanie do Bułhakowa.
Tworząc fabułę, nie myślałam o Wolandzie z „Mistrza i Małgorzaty”. Ale podobnie jak Bułhakow chciałam wprowadzić wymiar moralny do rozumienia sytuacji w Rosji. Obsadziłam Putina w roli szatana, żeby przekazać, że to, co dzieje się tam współcześnie, to w sensie moralnym zło.

ROZMAWIAŁA KAROLINA BŁACHNIO

Katja Kettu – jedna z najbardziej poczytnych fińskich pisarek (ur. 1978 r.). Przełom w karierze przyniosła jej „Akuszerka”, wydana w 2011 r. – tylko w Finlandii sprzedano ponad 125 tys. egzemplarzy, a na świecie przetłumaczono ją na 18 języków. W 2015 r. opublikowała powieść „Ćma” (do tej pory przetłumaczona na 10 języków), a rok później „In the Land of Findians”, reportaż o współczesnych Findianach, potomkach fińskich emigrantów i Indian żyjących w Ameryce Północnej. Feministka, wydała antologię tekstów o przemocy seksualnej wobec kobiet – „My Pussy Galore. Sexual abuse towards women” – we współpracy z Kristą Petäjäjärvi, pod patronatem Amnesty International. Reżyserka i producentka filmów i animacji oraz wokalistka w zespole punkrockowym Confusa.

Polityka 31.2018 (3171) z dnia 31.07.2018; Świat; s. 47
Oryginalny tytuł tekstu: "Tu tabu, tam tabu"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną