Mieszkańcy Zimbabwe poszli do urn. Niektórzy stanęli w kolejkach do lokali wyborczych jeszcze w środku nocy. Jednego dnia wybierano prezydenta, członków parlamentu, przy okazji odbyły się też wybory lokalne. To mogą być najważniejsze wybory dla obecnie żyjących pokoleń w Zimbabwe, bo pozwalają żywić nadzieję, że wreszcie uda się zerwać z przeszłością.
Przeszłość to Robert Mugabe
Przeszłość to sędziwy Robert Mugabe, do listopada najstarszy na świecie urzędujący przywódca. Pod koniec ubiegłego roku powiązani z armią niezadowoleni członkowie jego partii ZANU-PF odsunęli go i jego frakcję od władzy. Zdecydowali też, że nowe rozdanie nastąpi w drodze wyborów.
Teraz z ponad dwudziestki kandydatów na prezydenta, a w Zimbabwe to rola kluczowa, liczy się dwóch. Pierwszym jest 75-letni Emmerson Mnangagwa. Ma krew na rękach, był protegowanym Mugabego i jego człowiekiem od czarnej roboty, umie ustawiać wybory, masakrował przeciwników reżimu. Reprezentuje ponoć odnowione ZANU-PF. Czoła stawia mu 40-letni, charyzmatyczny Nelson Chamisa, mimo bardzo młodego wieku zasłużony działacz opozycji i jej największej partii MDC, Ruchu na rzecz Demokratycznej Zmiany.
43 proc. wyborców ma mniej 35 lat
Wiek kandydatów ma znaczenie, gdy ponad 43 proc. zarejestrowanych wyborców nie świętowało jeszcze 35. urodzin i nie pamięta ani walki o niepodległość, ani innego porządku niż ten kształtowany przez Mugabego, ojca niepodległości, który u steru pozostawał od 1980 r.