Despoci tak mają, że nie potrafią odejść godnie. Robert Mugabe jest ikoną ruchów antykolonialnych w Afryce i poza nią. Przez długie lata walczył z brytyjskim panowaniem w Rodezji (dzisiejsze Zimbabwe), wygrał, objął władzę i jej nie wypuszcza.
Podobną drogą szedł w Republice Południowej Afryki Nelson Mandela, światowy symbol walki z tamtejszym rasistowskim ustrojem społecznym, za co zapłacił wieloletnim więzieniem. Ale gdy objął w końcu władzę, wspierał system w pełni demokratyczny, a nie dyktaturę jednej słusznej partii.
Mugabe nie chce odejść ze stanowiska prezydenta Zimbabwe
Mandela przeszedł do historii RPA i świata jako przykład lidera zdolnego wyjść poza interesy swoje i swojego zaplecza. Mugabe takiej szansy dziś na pewno już nie ma.
Zdławił opozycję, doprowadził gospodarkę do ruiny, demonstracje obywateli tłumił siłą, szarą eminencją uczynił własną żonę. W końcu miara się przebrała. Jego własna partia złożyła go z funkcji przewodniczącego i wezwała, by ustąpił z urzędu prezydenta kraju w poniedziałek.
Dzień wcześniej Mugabe wygłosił w asyście generałów orędzie do narodu, ale o dymisji nie wspomniał. Gdy piszę te słowa, minął jej termin wyznaczony przez jego rządzącą partię. Mugabe sprawia wrażenie, że nie zamierza odejść. We wtorek parlament Zimbabwe może rozpocząć procedurę impeachmentu.
Z każdą godziną maleją szanse, że 93-letni Robert Mugabe odejdzie z godnością. Za to rosną szanse na to, że sprawa zakończy się pogłębieniem konfliktów i podziałów.