Andaluzja staje się nową Lampedusą – tak przynajmniej twierdzi burmistrz miasta Algeciras. W prowincji Kadyksu, gdzie leży ten port, sytuacja faktycznie zaczyna się robić dramatyczna: temperatury przekraczają 42 stopnie, mieszkańcy regionu sami zbierają wodę i żywność dla migrantów, a ci ostatni sypiają w zamkniętych na wakacje szkołach, bo nie mieszczą się w oficjalnych ośrodkach. Tylko pomiędzy styczniem a lipcem przybyło ich na andaluzyjskie wybrzeże prawie 23 tys., czyli więcej niż przez cały ubiegły rok. Czterech na dziesięciu nielegalnych imigrantów dostaje się dziś do Europy właśnie tędy.
To efekt prowadzonej ostatnio polityki Włoch, które zamknęły swoje porty dla migrantów i zaczęły współpracę z Libią, żeby skuteczniej zatrzymywać ich jeszcze w Afryce. Choć w tym roku dostało się ich do Italii wciąż 18 tys., jest to spadek aż o 80 proc. Stąd więcej przepraw do Grecji oraz Hiszpanii – zwłaszcza zachodniej Andaluzji, skąd w linii prostej jest do Afryki zaledwie 15 km w najwęższym miejscu Cieśniny Gibraltarskiej. Przeprawy nasiliły się zwłaszcza w zeszłym miesiącu, codziennie przybija na miejsce po kilkaset osób i sytuacja utrzyma się pewnie do końca sierpnia, dopóki letnie morze jest spokojne.