W nadmorskim Rongcheng, w prowincji Shadong, mieście młodym i postępowym, gdzie zimują łabędzie przylatujące z Syberii, cztery lata temu każdemu z 740 tys. dorosłych mieszkańców przyznano po tysiąc punktów kredytu. Można je mnożyć, ale i tracić, w zależności od zachowania. Rongcheng należy do 30 ośrodków – razem z Zhenzhou, Changsha, Wuhanem czy Lozhou – wytypowanych do przeprowadzenia eksperymentu z SCS, Social Credit System, kredytem zaufania społecznego.
W Chinach działa się ostrożnie, nie reformuje na żywioł, ale najpierw testuje w małej skali i zanim postawi się następny krok, wnikliwie ocenia rezultaty. Wolny rynek też testowano tu przez lata, najpierw w specjalnych strefach ekonomicznych. Teraz władze obiecują, że od 2020 r. wprowadzą system, który każdemu chińskiemu obywatelowi (i instytucji) wystawi ocenę wiarygodności społecznej. Na ile jest odpowiedzialny i cieszy się zaufaniem. I taka ocena nie będzie, rzecz jasna, czystą formą uznania, ale będzie miała coraz więcej praktycznych codziennych konsekwencji.
Dobrze je oddaje żółty slogan nad siedzibą władz miejskich Suqianu, w prowincji Jiangsu, także uczestniczącego w eksperymencie: „Pozwólmy osobie wiarygodnej spokojnie wędrować pod bezkresnym niebem, ale kto nie zasługuje na zaufanie, niech nie będzie mógł postawić ani jednego kroku”. Trzymając się tej poetyki: w Suqianie, jeśli obywatel przechodzi na czerwonym świetle, jego fotografia trafi na kilka dni na elektroniczne panele wstydu w okolicy, gdzie dokonano występku. Chodzi właśnie o to, żeby zawstydzić, a nie poniżyć, więc publicznie nie podaje się imienia i ogranicza szczegóły, ale twarz pokazuje jak najbardziej. No i obcina 20 pkt z kredytu zaufania.
Dobre i złe punkty
W nowoczesnym przeszklonym ratuszu w Rongcheng do obsługi petentów służy olbrzymia otwarta przestrzeń i rzędy biurek.