U stóp figurek przedstawiających Ją ustawiają butelki i kieliszki. Kładą cygara, skręty z marihuaną, koperty z prośbami. Zawieszają fotografie bliskich, o których zdrowie i życie błagają. Zapalają świeczki, wrzucają monety do skarbonek. W skupieniu się modlą.
Uboga dzielnica Tepito w stolicy Meksyku, niedziela kilka lat temu. W stronę małej kapliczki na niewielkiej ulicy, gdzie panoszą się gangi dilerów i złodziei, podążają grupy wyznawców. Są wśród nich młodzi, starsi, ludzie w średnim wieku, rodziny z małymi dziećmi – żadnych barier pokoleniowych. Przeważają jednak kobiety.
Tekst litanii zawieszony przed kaplicą: „W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego/Niepokalana Światłości/Błagam Cię, łask mi udziel swych/Aż do ostatniej godziny”.
To błagania zanoszone do Świętej Śmierci (Santa Muerte), Chudziny (La Flaca), Czarnej Dziewczyny (La Chica Negra), Najświętszej (Santisima), której kult narodził się na terenach Meksyku krótko po hiszpańskiej konkwiście, rozwinął w ostatnich dwóch dekadach, a obecnie rozprzestrzenia się błyskawicznie na całej zachodniej półkuli – od Kanady po Argentynę.
Tradycyjne meksykańskie obrazy śmierci były, o dziwo, radosne: ludzie cieszyli się, że ich bliscy zmarli wracali na chwilę i znów byli między nimi. Wizerunki Świętej Śmierci są inne: ponure, majestatyczne, niepokojące, czasem nawet przerażające.
Wiele modlitw do niej brzmi dokładnie jak modlitwy katolickie; tylko niektóre zawierają drobne różnice. Krok pierwszy: wierni proszą Boga, żeby pozwolił zwrócić się do Chudziny. Krok drugi: proszą Najświętszą o opiekę nad chorymi, więźniami, biednymi, o wstawiennictwo w kłopotach uczuciowych, o wsparcie w domu, miejscu pracy, na ulicy. Te prośby brzmią dokładnie jak litanie do Serca Jezusa czy do Matki Boskiej.