Świat

Blokada wschodnia

Polska-Rosja: dyplomacja wyklęta

Młodzi Polacy na placu Czerwonym podczas tegorocznego mundialu. Młodzi Polacy na placu Czerwonym podczas tegorocznego mundialu. Oleg Nikishin / Getty Images
Polska wobec Rosji przyjęła opcję: zero kontaktów, dopóki Rosjanie nie zmienią agresywnej postawy. Problem w tym, że niedługo z tym naszym podejściem możemy zostać sami.
Ostatnie tygodnie przyniosły serię ważnych spotkań z Władimirem Putinem. Na zdjęciu spotkanie z Angelą Merkel w Meseberg w Niemczech. Sierpień 2018 r.Biuro Prasowe Prezydenta Rosji/Wikipedia Ostatnie tygodnie przyniosły serię ważnych spotkań z Władimirem Putinem. Na zdjęciu spotkanie z Angelą Merkel w Meseberg w Niemczech. Sierpień 2018 r.

Artykuł w wersji audio

Polska nie ma dziś żadnego pomysłu na Rosję – uważa Andrzej Olechowski, były szef MSZ. – Dla nas byłoby chyba najlepiej, gdyby Rosja po prostu zniknęła. Nawet ojciec premiera Kornel Morawiecki zauważył, że w pierwszym programowym przemówieniu syna nie było o Rosji ani słowa. – W wielu sferach występuje zbieżność działań polskich władz z interesami Rosji, a pozycje Warszawy i jej sojuszników w UE się rozchodzą: w naszej polityce wschodniej panuje chaos – mówi Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, była ambasador RP w Rosji.

Ostatnie tygodnie przyniosły serię ważnych spotkań z Władimirem Putinem. Konferowała z nim Angela Merkel. Donald Trump w wywiadzie dla Reutersa przypomniał, że miał z Putinem „doskonałe spotkanie” w Helsinkach. Emmanuel Macron na naradzie swoich ambasadorów ocenił, że potrzeba „dogłębnych rozmów (...) ze wszystkimi partnerami europejskimi, w tym z Rosją”. To nowość, na pewno większa niż taniec szefowej austriackiego MSZ Austrii z Putinem na jej własnym weselu.

Tymczasem w Rosji nie widać szans na zmianę kursu. Zagarnięcie Krymu wydaje się nieodwracalne, niewyjaśnione zabójstwo szefa samozwańczej republiki donieckiej wróży zaostrzenie podejścia do Ukrainy. A w oczach Rosjan ich kraj dzięki Putinowi wstaje z kolan na arenie międzynarodowej. Według sondażu Pew Research trzech na czterech Rosjan uważa, że ich kraj gra dziś ważniejszą rolę w świecie niż 10 lat temu. Owszem, skorumpowanie elit niepokoi ponad połowę z nich, ale 81 proc. deklaruje zaufanie do polityki zagranicznej Putina. Sankcje gospodarcze Zachodu? Od czterech lat zdążyliśmy się przyzwyczaić – zdają się mówić Rosjanie. Tak, wzrost PKB nie jest imponujący, ale inflacja najniższa od lat (2,5 proc.).

Na co więc liczyć? Czekać, aż Opatrzność skłoni Rosję, może już po Putinie, do zmiany agresywnej doktryny? Świat jednak nie czeka. Trump lekceważy sojusze i jest nieprzewidywalny. A Moskwa zapowiedziała trzy nowe spotkania Trumpa z Putinem jeszcze w tym roku. Turcja, ważny filar NATO, wydaje się dziś bliżej Moskwy niż Waszyngtonu. Natomiast minister spraw zagranicznych Chin nazwał stosunki z Moskwą „najlepszymi w historii”. To niewątpliwie moment przesilenia. – Warto zachować elastyczność, bo fundamenty naszego dotychczasowego myślenia są teraz kwestionowane. Nie możemy wykluczać jakichś opcji z powodów czysto ideologicznych – mówi Paweł Świeboda, wiceszef Europejskiego Centrum Strategii Politycznej w Komisji Europejskiej.

Dwutorowo

Drażnią nas wizyty zachodnich przywódców w Moskwie, zwłaszcza lipcowa feta z okazji mundialu. Ale przecież Zachód od dawna prowadzi wobec Rosji politykę dwutorową: jednoczesne odstraszanie i dialog. Krym tego nie zmienił. Zachód mówi: Rosja zakwestionowała ład międzynarodowy w Europie i nie wolno nam tego zaakceptować; politykę utrzymania sankcji przedłużamy mimo marnych efektów. Drugi tor to nie tylko zwykłe podtrzymywanie kanałów komunikacji z Rosją, ale też porozumienia gospodarcze. Współpraca handlowa i wymiana kulturalna Rosji z wieloma krajami rozwija się bez ograniczeń.

Minister Jacek Czaputowicz też mówi o polityce dwutorowej. Dialog uzależnia jednak od zmiany postawy Rosji. Tu właśnie widać różnicę między Warszawą i naszymi sojusznikami, którzy rozmawiają z Rosją, nie czekając, aż się zmieni. Jeszcze prezydent Bill Clinton na placu Zamkowym w Warszawie nam obiecywał: „Nic o was bez was”. Nie wydaje się, by Trump w kontaktach z Putinem podzielał to stanowisko. – Zachód ciągle szuka pomysłu na mniej napięte stosunki z Rosją. W Polsce w ogóle nie ma takiej debaty – mówi Olechowski.

Polacy przedstawiają się jako koneserzy Wschodu, podkreślają swoją wiedzę i kontakty na terenie b. ZSRR. Brzmi to jednak śmiesznie wobec potencjału i sieci kontaktów, jakimi w tym regionie dysponują dziś chociażby francuskie czy niemieckie ośrodki badawcze. – Jeśli jesteście takimi znawcami Wschodu, czemu nie ułożycie sobie sami lepszych stosunków z Rosją – pyta zachodni dyplomata w Warszawie.

Być może w tym kierunku zmierza PiS. Morawiecki senior kilkakrotnie do tego namawiał, m.in. w słynnym już wywiadzie dla RIA Nowosti. Twierdzi m.in., że Rosja nie prowadzi agresywnej polityki, że Krym przejęła bez walki, że nasze elity nastawiają Polaków przeciw Rosjanom. Oczywiście Kornel Morawiecki to nie jego syn Mateusz, ale odgrywa w PiS rolę symboliczną.

Kto więc zerwał kontakty? Wygląda na to, że szlaban postawili Rosjanie. Moskwa nas oskarża: w wywiadzie dla agencji Rossija Siegodnia z końca lipca ambasador Rosji w Polsce Siergiej Andrejew utrzymuje, że jego kraj nigdy nie chciał pogorszenia stosunków z Polską. Twierdzi, że „wszystkie decyzje, które do tego doprowadziły – zamrożenie dialogu politycznego, sankcje Zachodu, które Polska energicznie popierała i nadal popiera, ograniczenia wymiany kulturalnej – pochodzą od strony polskiej”. To nachalna propaganda, która celowo przemilcza, co jest przyczyną, a co skutkiem.

Główna dziś pretensja Rosjan to sprawa pomników. Ambasador twierdzi, że żadna z polskich partii parlamentarnych nie opowiada się za normalizacją stosunków, skoro wszystkie poparły wyburzanie pomników „radzieckich żołnierzy-wyzwolicieli”. Mówi, że „wojna przeciw pomnikom godzi w uczucia rosyjskiego narodu” i tego „nie można zapomnieć ani przebaczyć”. Tezy są w istocie skierowane do własnej opinii publicznej. Polska natomiast odpowiada, że cmentarze szanuje i pielęgnuje, pomniki zaś to inna kategoria. Ale na Moskwie nie robi to wrażenia.

Satelici na smyczy

Polska na Wschodzie ma oczywiście trudniej niż nasi sojusznicy, którzy ani z Rosją nie toczyli wojen, ani nie mają takich splątań emocjonalnych. Czaputowicz przekonuje, że naszym punktem odniesienia w sprawach bezpieczeństwa pozostaje konflikt rosyjsko-ukraiński. Ale skoro tak, to dlaczego rząd nie stara się poprawić stosunków z Ukrainą? Mało tego, rząd PiS dąży wręcz do ich pogorszenia: podsyca antyukraińskie nastroje w kraju.

Moskwa politycznie nigdy nie odpuściła tzw. bliskiej zagranicy, czyli republik b. ZSRR. Nikt tam nie może mieć silniejszej pozycji niż ona sama, a już w żadnym razie Moskwa nie chce dopuścić, by dawni satelici wiązali się z Zachodem. Przynajmniej w czterech krajach Moskwa zbudowała przyczółki, które blokują zwrot na Zachód. Na Ukrainie to Krym, Donieck i Ługańsk. W Gruzji – Osetia i Abchazja, między Armenią a Azerbejdżanem – Górski Karabach.

Rosjanie dziś nie chcą stosunków z Warszawą, bo im pasuje Polska w roli Czarnego Piotrusia – mówi Paweł Kowal z Instytutu Studiów Politycznych PAN. A znów PiS pasuje tu do układanki, bo sprawa Smoleńska nie jest zakończona. Według Kowala kwestia wraku urosła na główną w stosunkach z Rosją. – Ma wysoką wagę symboliczną, wartość jakiejś świętości, a przecież nie ma strategicznego wymiaru. Bo ani nasi sojusznicy, ani – co ciekawe – sama Moskwa nie potraktowali na serio pisowskich oficjalnych i półoficjalnych oskarżeń o zamach na prezydenta. W przestrzeni międzynarodowej ta rzecz nigdy nie zaistniała.

Kowal widzi również pozytywny skutek dysproporcji pomiędzy sprawą smoleńską a pozostałymi problemami. – Gdyby przyszedł jakiś sygnał z Moskwy, to PiS natychmiast przedstawiłby to jako sukces i zresztą obiektywnie to byłby jakiś sukces. Gdyby Rosja oddała to, co zostało z samolotu, niemal natychmiast odblokowałaby możliwość poprawy stosunków.

Pytanie tylko, co mielibyśmy na tym zyskać? Co Warszawa mogłaby położyć na stół? Paweł Kowal przestrzega przed posyłaniem do Moskwy jakiejś polskiej oferty z nadziejami na zyski w polityce wschodniej. Bo jeśli damy się skusić, zgłosimy się do roli kraju, który można przekupić mirażami, a nie realnym działaniem. – Kopiejki nie zarobimy, a cnotę stracimy na długie lata. Zmiana w stosunkach Polski z Rosją może nastąpić tylko wtedy, kiedy Rosjanie będą tego chcieli – konkluduje.

Jak na polską miarę niewątpliwym sukcesem był program Partnerstwa Wschodniego. Ów sukces Warszawa zawdzięcza temu, że udało się pozyskać Zachód dla tego projektu. Sami niczego byśmy nie zdziałali. Dziś w stosunku do Rosji działa ta sama zależność: polepszenie naszych stosunków na Wschodzie zależy od polepszenia stosunków na Zachodzie. – Pytanie o politykę wschodnią paradoksalnie dotyczy naszych relacji z Unią Europejską – uważa Pełczyńska-Nałęcz. Osią tych relacji jest konflikt o praworządność, przestrzeganie unijnego prawa. Dopóki on trwa, trudno nam będzie zbudować efektywną i spójną politykę wschodnią.

Według Pełczyńskiej-Nałęcz to także sprawa wiarygodności Polski w relacjach z Ukrainą. Bo kim jesteśmy, co reprezentujemy? Unię Europejską, do której chcemy wciągnąć Ukrainę? Nasza tożsamość stała się niejednoznaczna. To samo w stosunkach z Rosją. Póki mieliśmy zakotwiczenie na Zachodzie, to cokolwiek czyniliśmy z Rosją, było jednoznaczne. Nasza oferta była częścią propozycji świata zachodniego albo przynajmniej Unii Europejskiej. Teraz to straciliśmy.

Przekonać młodych

Jak poprawić stosunki? Jak przeciwdziałać rosyjskiej propagandzie? Jak samemu dotrzeć do odbiorcy rosyjskiego? – Rosjanie mają ogromną machinę dezinformacyjną, na czele z RT (dawna telewizja Russia Today), odsłonami Sputnika w wielu językach, brygadami internetowych trolli, wszystko dzięki kilkusetmilionowemu budżetowi – mówi Ernest Wyciszkiewicz, dyrektor Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia. Tego typu bliźniacze ośrodki utworzono w Warszawie i w Moskwie jeszcze w 2011 r. w wyniku prac niedziałającej dziś Grupy ds. Trudnych. Moskwa po swojej stronie obróciła ten projekt w karykaturę, bo na czele jej ośrodka przez dłuższy czas stał klasyczny rosyjski szowinista bez jakiejkolwiek sympatii dla sąsiadów.

Warszawskie Centrum w praktyce próbuje prowadzić dialog z Rosjanami. Animuje wymianę młodzieżową: tysiąc młodych ludzi w wieku od 13 do 26 lat odwiedza oba kraje, przekonując się, że sąsiedzi nie są tacy źli, polska strona oferuje stypendia dla naukowców, wydaje ciekawe książki. Budżet: 5 mln zł rocznie. Ale to śmiesznie mało jak na budowę dobrosąsiedzkich stosunków w przyszłości. Polska angażuje miliardy w obronę i odstraszanie, tak zapewne trzeba, ale trzeba też chociaż ułamek tych miliardów przeznaczyć na porozumienie.

Polska nie ma narzędzi, by wpływać na rozwój sytuacji w Rosji, ale szukamy kontaktów ze środowiskami, które myślą w sposób demokratyczny. Takich ludzi, zwłaszcza w młodym pokoleniu, jest niemało – mówi Wyciszkiewicz, który jest ostrożnym optymistą. Uważa, że prędzej czy później Rosja musi się zmienić. Warto więc budować kontakty, nawet jeśli przed tymi środowiskami droga do władzy jest daleka. Dla Polski to inwestycja długoterminowa. Ale obecnie jedyna, która rokuje zysk.

Polityka 40.2018 (3180) z dnia 02.10.2018; Świat; s. 54
Oryginalny tytuł tekstu: "Blokada wschodnia"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyjątkowo długie wolne po Nowym Roku. Rodzice oburzeni. Dla szkół to konieczność

Jeśli ktoś się oburza, że w szkołach tak często są przerwy w nauce, niech zatrudni się w oświacie. Już po paru miesiącach będzie się zarzekał, że rzuci tę robotę, jeśli nie dostanie dnia wolnego ekstra.

Dariusz Chętkowski
04.12.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną