W Japonii zapanowała osakomania. Po tym jak we wrześniu zaledwie 20-letnia Naomi Osaka pokonała w finale US Open legendę tenisa Serenę Williams, kraj oszalał na jej punkcie. W mediach społecznościowych premier Shinzō Abe pisze, że Osaka daje narodowi nadzieję po niedawnym, najsilniejszym od ćwierć wieku tajfunie. Nissan zrobił ją główną ambasadorką swojej marki. Programy plotkarskie i poważne gazety roztrząsają wszystkie szczegóły jej życia, włącznie z artykułami o tym, że najbardziej lubi lody o smaku zielonej herbaty. Centrum tenisowe Utsubo w jej rodzinnej Osace ma ponaddwukrotnie więcej zapisów na zajęcia niż z reguły. A na japońskim Twitterze jej imię i nazwisko jest najczęściej udostępnianym hasztagiem miesiąca.
Ale sukces Osaki wzbudza dyskusje nie tylko o sporcie. Na konferencji prasowej w Yokohamie, gdzie tłum ledwo mieścił się w sali, jeden z dziennikarzy wspomniał, że w tym kraju, aby być uznanym za Japończyka, należy mieć oboje rodziców tej narodowości. I zagadnął tenisistkę, jak się „samoidentyfikuje”. Na co sportsmenka odpowiedziała jedynie: „Czy to w ogóle pytanie?”. Dla wielu jej rodaków tak. I to bardzo aktualne.
Hāfu, czyli kosmitka
Osaka podczas wywiadów wysłuchuje pytań po japońsku, ale odpowiada po angielsku. To dlatego, że od trzeciego roku życia mieszka w Stanach Zjednoczonych. Gdyby została w kraju urodzenia, być może presja psychiczna nie pozwoliłaby jej na osiągnięcie takiego sukcesu. Bo jako córka Japonki i Haitańczyka byłaby narażona na podobne szykany jak inni hāfu.
To „zjaponizowane” angielskie słowo half, czyli połowa. Tak właśnie mówi się na osoby, które mają mieszane pochodzenie. Jak dotąd inne sformułowania (np. daburu – również z angielskiego, double, podwójny) nie przerosły tego wyrażenia popularnością, choć najczęściej jest używane pogardliwie.