Z perspektywy Moskwy zdrajców jest dwóch. Patriarcha ekumeniczny Bartłomiej I, rezydujący w Stambule, dawnym Konstantynopolu, i patriarcha kijowski Filaret. Ten pierwszy to twarz światowego prawosławia, drugiego nikt (jeszcze) nie uznaje w świecie prawosławnym, a Cerkiew rosyjska oskarża go nawet o schizmę. To właśnie Filaret po powstaniu niepodległej Ukrainy wraz z częścią duchowieństwa ustanowił Ukraiński Kościół Prawosławny Patriarchatu Kijowskiego o orientacji narodowo-niepodległościowej.
Na czym miałaby polegać jego zdrada? Pod koniec sierpnia do Stambułu pofatygował się patriarcha Moskwy i Wszechrusi Cyryl (Kirił). Rozmawiał z Bartłomiejem I. Towarzyszący Cyrylowi metropolita Hilarion (Iłarion), „minister spraw zagranicznych” Cerkwi moskiewskiej, zapewnił, że rozmowa była szczera i braterska, ale szczegółów nie podał. Gdy dziennikarze pytali, czy rozmawiano o kościelnej sytuacji w Ukrainie, Hilarion powtórzył słowa innego uczestnika spotkania prawosławnego metropolity Galii (Francji) Emmanuela: Bartłomiej nie będzie leczył jednego raskołu (schizmy) wywołaniem kolejnego.
Wypadki potoczyły się jednak inaczej. Trzy dni po spotkaniu Cyryla z Bartłomiejem prezydent Ukrainy Petro Poroszenko oświadczył, że Patriarchat Konstantynopolitański może bez zasięgnięcia opinii Moskwy przyznać ukraińskiej Cerkwi autokefalię, czyli niezależność, a Ukraina ma prawo do powołania lokalnej Kongregacji Ukraińskiego Kościoła Prawosławnego.
Autokefalia dla Kijowa
Oficjalna decyzja o przyznaniu autokefalii Patriarchatowi Kijowskiemu ma zapaść na specjalnym Synodzie Patriarchatu Ekumenicznego w dniach, gdy ukazuje się ten numer POLITYKI. Ale rzecznik Patriarchatu przekonuje, że sprawa została przesądzona już kilka tygodni temu i wdrożono stosowne procedury.