Wiosną 2012 r. Ameryka nie otrząsnęła się jeszcze po atakach z 11 września. Amerykańscy żołnierze w Afganistanie daremnie próbują wytropić Osamę bin Ladena. A w Białym Domu trwają sekretne przygotowania do kolejnej inwazji – tym razem na Irak.
W tym szczególnym czasie patriotycznego wzmożenia 16-letni Stephen Miller, uczeń szkoły średniej w Santa Monica, odczuwa niedosyt patriotyzmu. Nie może pogodzić się z faktem, że jego koledzy i nauczyciele – jak zresztą całe miasteczko ciągnące się wzdłuż największej plaży hrabstwa Los Angeles – są zakażeni ideami liberalnymi i progresywnymi.
Ale jakimiż patriotami mogą być nastoletni latynoscy imigranci, którzy – jak lamentuje Stephen – mają elementarne problemy z wysławianiem się po angielsku? I jak wytłumaczyć fakt, że przysięgę na wierność sztandarowi recytowano w szkole zaledwie dwa razy w tygodniu, zaś codziennie, bez żadnych ograniczeń, rozdawano uczniom klas 9–12 prezerwatywy?
Frustrację i bunt przeciwko tym pożałowania godnym zjawiskom chłopak wyraził w liście do gazety „Santa Monica Outlook”: „W naszej szkole nawet Osama bin Laden czułby się jak u siebie w domu. (…) Tutaj dowiemy się, że amerykańscy żołnierze zabijają niewinnych ludzi, a Indianie, którzy pomagali pierwszym pielgrzymom, byli mordowani albo zamykani w rezerwatach. (…) Zapewne byłoby lepiej, gdybyśmy żyli razem z Indianami, nauczyli się malować obrazki palcami, stawiać namioty i akceptować zwyczaj skalpowania naszych pionierów – jako część indiańskiej kultury. Ale wtedy nigdy nie stalibyśmy się narodem, który powstrzymał Hitlera, rzucił komunizm na kolana i nakarmił więcej głodnych tego świata niż jakikolwiek inny kraj”.
Ten list zapoczątkował karierę polityczną, której młodociany autor nie mógł sobie wyśnić.