Dla człowieka jest bezpieczny. Wrażliwe na zarażenie afrykańskim pomorem, ASF, są świnie i dziki, dla nich oznacza niemal stuprocentową śmierć. – Zawodzi układ odpornościowy, nie bronią się. Do zakażenia wymagana jest stosunkowo niewielka dawka wirusa, po czym lokuje się on we wszystkich tkankach zarażonej świni lub dzika, obecny jest w niewielkiej ilości także w ekskrementach. Kontakt z nimi prowadzi do kolejnego zakażenia – objaśnia dr hab. Grzegorz Woźniakowski, prof. nadzw. z Państwowego Instytutu Weterynaryjnego w Puławach. – Własności genetyczne wirusa sprawiają, że skuteczną szczepionkę najprędzej uda się opracować za kilka lub nawet za kilkanaście lat. Na razie chorobę zwalcza się jedynie środkami administracyjnymi.
Co roku rzeźnicy zabijają setki milionów świń. Aby ich mięso mogło trafić na talerz, zwierzęta przed śmiercią muszą zachować dobrą kondycję. W tym celu trzeba trzymać je z dala od chorób zakaźnych. Hodowców w walce z patogenami wspierają rządy. Nie tyle z altruizmu, co z obawy przed społecznymi niepokojami wywołanymi choćby niekontrolowanym wzrostem cen żywności. Nie da się chorób trzymać w ryzach bez sprawnej biurokracji i globalnego systemu powiadamiania.
Epidemie najcięższe – ASF gra tu w pierwszej lidze – pociągają znaczne straty gospodarcze. Np. Chiny na wszelki wypadek blokują import z każdego europejskiego kraju, gdzie wirus wykryto. Dlatego próbując go okiełznać, sięga się po metody drastyczne, w tym wybija zarażone stado. Przepisy są bezduszne. Gdy wiosną zeszłego roku krowa Penka, należąca do bułgarskich rolników, wróciła bez odpowiednich świadectw i badań z kilkudniowego samowolnego pobytu w Serbii, a więc poza Unią Europejską, sprowadziła na siebie automatyczny wyrok śmierci.