Świat

Geopolityka świni i dzika

Jak świat walczy z ASF

Wciąż nie udaje się opanować pomoru w UE, m.in. w Polsce, Rumunii, Bułgarii, na Węgrzech i w państwach bałtyckich. Wciąż nie udaje się opanować pomoru w UE, m.in. w Polsce, Rumunii, Bułgarii, na Węgrzech i w państwach bałtyckich. Matytsin Valery/ITAR-TASS / PAP
W chińskim roku świni, zwanym także rokiem dzika, afrykański wirus wywoła poważny niepokój na kilku kontynentach.
Polskie aktywne protesty w obronie dzików to w Europie ewenement.Valentin Panzirsch/Wikipedia Polskie aktywne protesty w obronie dzików to w Europie ewenement.

Artykuł w wersji audio

Dla człowieka jest bezpieczny. Wrażliwe na zarażenie afrykańskim pomorem, ASF, są świnie i dziki, dla nich oznacza niemal stuprocentową śmierć. – Zawodzi układ odpornościowy, nie bronią się. Do zakażenia wymagana jest stosunkowo niewielka dawka wirusa, po czym lokuje się on we wszystkich tkankach zarażonej świni lub dzika, obecny jest w niewielkiej ilości także w ekskrementach. Kontakt z nimi prowadzi do kolejnego zakażenia – objaśnia dr hab. Grzegorz Woźniakowski, prof. nadzw. z Państwowego Instytutu Weterynaryjnego w Puławach. – Własności genetyczne wirusa sprawiają, że skuteczną szczepionkę najprędzej uda się opracować za kilka lub nawet za kilkanaście lat. Na razie chorobę zwalcza się jedynie środkami administracyjnymi.

Co roku rzeźnicy zabijają setki milionów świń. Aby ich mięso mogło trafić na talerz, zwierzęta przed śmiercią muszą zachować dobrą kondycję. W tym celu trzeba trzymać je z dala od chorób zakaźnych. Hodowców w walce z patogenami wspierają rządy. Nie tyle z altruizmu, co z obawy przed społecznymi niepokojami wywołanymi choćby niekontrolowanym wzrostem cen żywności. Nie da się chorób trzymać w ryzach bez sprawnej biurokracji i globalnego systemu powiadamiania.

Epidemie najcięższe – ASF gra tu w pierwszej lidze – pociągają znaczne straty gospodarcze. Np. Chiny na wszelki wypadek blokują import z każdego europejskiego kraju, gdzie wirus wykryto. Dlatego próbując go okiełznać, sięga się po metody drastyczne, w tym wybija zarażone stado. Przepisy są bezduszne. Gdy wiosną zeszłego roku krowa Penka, należąca do bułgarskich rolników, wróciła bez odpowiednich świadectw i badań z kilkudniowego samowolnego pobytu w Serbii, a więc poza Unią Europejską, sprowadziła na siebie automatyczny wyrok śmierci. Uratowało ją zainteresowanie światowych mediów, petycja do Parlamentu i interwencja jednego z Beatlesów.

100 milionów chorych świń

Obecny front walki z ASF biegnie przez całą Eurazję. Kłopot mają Chiny, które według swego horoskopu wejdą 5 lutego w rok świni lub – jak kto woli – dzika. Samych świń hoduje się tam 430 mln, Chińczycy są też największym konsumentem wieprzowiny i najwięcej jej importują, jest tam najchętniej jedzonym mięsem. Do połowy stycznia wirus ASF odnotowano w 23 prowincjach, w największej zarażonej fermie trzymano 73 654 świnie.

Lai Shiow-suey, emerytowany profesor weterynarii z tajwańskiego Tajpej, podejrzewa, że Chińczycy z kontynentu nie mówią całej prawdy, jego zdaniem zarażonych jest tam co najmniej 100 mln świń. Od Korei Płd., przez Wietnam i Malezję, aż po Australię trwa więc uszczelnianie granic. Przedmiotem troski są zwłaszcza niesforni pasażerowie próbujący przeszmuglować np. pęto kiełbasy. Przemyt wykrywają australijskie władze celne, mimo że teoretycznie ryzykantom grożą astronomiczne sankcje, grzywna do równowartości przeszło miliona złotych i 10 lat odsiadki. Na Tajwanie, gdzie walkę z ASF premier ogłosił priorytetem rządu, na 708 próbek kontrabandy wirus znaleziono w 10.

Zaniepokojone są państwa położone daleko od Azji Wschodniej, ale dobrze z nią skomunikowane. Kanada lamentuje, że ma tylko 17 psów węszących w bagażach. Zbyt mało, by przewąchać walizki na wszystkich lotniskach, także tych krajowych, a to często miejsca docelowe dla wielu pasażerów lecących z przesiadką. Zwierzęta potrzebne są na już, tymczasem ich szkolenie trwa co najmniej pół roku.

Dziki i kiełbasa

Na uderzenie czeka USA. Jeden z ekspertów wycenił pierwsze 12 miesięcy amerykańskiej epidemii na 8 mld dol., to mniej więcej wartość polskiej branży wieprzowiny. – Trwa kampania uświadamiająca, szkoli się z rozpoznawania pomoru. Znają stawkę, mają doświadczenia z epidemiczną biegunką prosiąt, PED, śmiertelną chorobą, która wystąpiła w 2013 r. w kilkudziesięciu stanach jednocześnie – mówi prof. Grzegorz Woźniakowski.

Wciąż nie udaje się opanować pomoru w UE, m.in. w Polsce, Rumunii, Bułgarii, na Węgrzech i w państwach bałtyckich. Ostatnio wystąpił w Belgii, zarażone dziki znajdowane są na niewielkim obszarze przy granicy z Francją. Osobny rozdział to pozabałtycki obszar dawnego Związku Radzieckiego. To tamtędy przewędrował wirus, który mamy w Polsce. – ASF zawleczono w 2007 r. statkiem wraz z transportem świń z Mozambiku do Gruzji. Z pokładu, prawdopodobnie ze zlewkami, którymi karmiono zwierzęta, przedostał się do środowiska. Nie zorientowano się na czas i choroba szybko rozprzestrzeniła się na resztę Kaukazu, do Rosji i po siedmiu latach pojawiła się w państwach bałtyckich i u nas – wyjaśnia prof. Woźniakowski.

Pierwszego zakażonego w Polsce martwego dzika znaleziono na Sokólszczyźnie w walentynki 2014 r., kilkaset metrów od granicy z Białorusią. Latem tego samego roku, też na Podlasiu, zaczęto wykrywać wirus u świń w gospodarstwach. Na początku źródłem zakażenia były dziki i m.in. białoruska kiełbasa, przywieziona na prawosławne święta Bożego Narodzenia. Dotąd odnotowano chorobę u świń w 213 miejscach i ponad 3 tys. razy u dzików, także po zachodniej stronie Wisły.

Wirus jeździ z człowiekiem

Niezależnie od kraju wirus w populacji dzików wędruje przeciętnie od 1 do 2 km na miesiąc. Ze środowiska do chlewów wnosi go ludzka nieświadomość lub niefrasobliwość. Można zabrać wirusa do gospodarstwa wraz z sianem z łąki czy słomą z pola, na których przebywały zarażone dziki. Przenosi się wraz z kuchennymi odpadami, w których są części zarażonych zwierząt, np. pieczonego prosięcia lub dzika. Na większe odległości wirus też jeździ z człowiekiem – w transportach świń, w kiełbasach, w paszach, na ubraniach i butach myśliwych czy grzybiarzy. Winowajcą są pewne gatunki kleszczy, ale one w Polsce nie występują. Trwają próby sprawdzenia, jaką rolę grają owady. Na liście do obserwacji są bolimuszka kleparka i krwiopijne bąkowate, choć akurat one nie są dalekodystansowymi lotnikami.

Bieganie z packą za muchami przyniosłoby pewnie podobne skutki co kiedyś zbieranie stonki na polach. Sprawczość można udowodnić, biorąc na cel dziki. W Europie ich przybywa, bo więcej jest jedzenia w postaci kukurydzy i złagodniały zimy. W Polsce odstrzał dzików spotkał się ze społecznym oburzeniem. Ciężko zapracowali na nie ministrowie rolnictwa, środowiska i myśliwi. Nie potrafili klarownie wyjaśnić sensu zbiorowych polowań na dużym obszarze. Władza kolejny raz kluczyła w kwestiach związanych z zarządzaniem środowiskiem naturalnym i sama wystawiła się na strzał.

Tak aktywne protesty w obronie dzików to w Europie ewenement. Nie mają litości Niemcy, pierwszy eksporter wieprzowiny. Zastrzelili w zeszłym roku 360 tys. dzików, by przerzedzić ich populację. W niemal bezleśnej Danii ostatni wolnożyjący dzik został wyeliminowany w 1801 r., nie tyle z obrony przed jakimiś chorobami, co z samej pasji łowieckiej. W minionych latach dziki znowu pojawiają się w Danii. Wędrują z Niemiec albo uciekły z lokalnych hodowli. Ku radości miłośników przyrody i przerażeniu właścicieli trzody. Na każdego Duńczyka przypadają dwie statystyczne duńskie świnie, branża odpowiada za ważną część eksportu. Z tego powodu dziki nie są objęte ochroną i mimo że pozostają skrajnie nieliczne, nadal się do nich strzela.

Na półwyspie Jutlandia powstaje antydziczy, wysoki na 1,5 m płot. Stał się przedmiotem debaty. Z lewej strony słychać było żale, że ucierpią inne migrujące zwierzęta, a bariera zaprzeczy idei otwartych europejskich granic. Ucieszył się za to były szef Duńskiej Partii Ludowej, bo płot odpowiada nacjonalistycznym postulatom ugrupowania. Kenneth Kristensen Berth zaproponował, by podwyższyć konstrukcję na tyle wysoko, aby stanowiła trudność dla imigrantów i uchodźców. W częściowe grodzenie granicy wierzą Francuzi, mimo nieskuteczności Belgów, którzy też próbują ogrodzeń.

Dzięki odstrzałowi dzików ASF opanowali za to Czesi. Tylko że oni działali na obszarze 80 km kw., ogrodzonym elektrycznym pastuchem, w polowaniu wzięli udział policyjni snajperzy. Inną metodę zastosowano na Półwyspie Iberyjskim, dotkniętym epidemią w latach 70. i 80. – Kompletnie zmieniono charakter hodowli – mówi prof. Woźniakowski. – Zaniechano tradycyjnej hodowli na wolnym wybiegu, zamiast tego przestawiono się na wielkotowarowe tuczarnie. ASF zmienia wieś, więc nic dziwnego, że epidemia doczekała się miejskich czy też raczej wiejskich legend.

To opowieść o dokuczaniu drobnym hodowcom, którzy nie dają rady unieść obciążeń związanych z walką z wirusem. W Rosji rząd ma w ten sposób pomagać oligarchom, zainteresowanym monopolem na rynku. Na Białorusi, gdzie oficjalnie pomoru nie ma, można usłyszeć, że władza próbuje wyeliminować chów przydomowy, tradycyjne i nadal ważne źródło żywności, a w zamian promuje państwowe gospodarstwa, reperując ich opłacalność, lub wspiera zaprzyjaźnionych większych hodowców w ramach układów korupcyjnych. I w Polsce mamy wersję o próbie wyniszczenia drobnych hodowców, tym razem kosztem zdrady, bo na rzecz zagranicznych korporacji zakładających wielkie fermy.

Odżyły teorie rodem z lat 50., gdy obóz państw socjalistycznych walczył ze stonką, według propagandy zrzucaną przez amerykańskich lotników. I dziś krążą podobnie nieudokumentowane rewelacje. Choćby opowiastka mająca źródło w prokremlowskim portalu Sputnik, podchwycona przez inne rosyjskie media, jakoby szczep wirusa obecny w państwach bałtyckich powstał w laboratorium amerykańskim. Inni suflują, że laboratoria zakładane z udziałem Amerykanów mogły funkcjonować także w Gruzji i na Ukrainie. Coś tam przy wirusie majstrowano i rozprowadzano go w ramach testów broni biologicznej przed trzecią wojną światową.

Desant z helikopterów?

W Polsce cień podejrzeń nie padał w tak konkretnym kierunku. Raczej formułuje się pytania. W czyim tak naprawdę interesie są protesty, aby nie rozrzedzać populacji dzików? Czy epidemia nie zaczęła się dlatego, że ktoś podłożył świnię, tu dziką, by wzbudzić panikę i zaszkodzić naszym rolnikom? Zeszłego lata dyrektor lubelskiej dyrekcji Lasów Państwowych i były poseł przedstawił przypadek czterech zarażonych wirusem i zamrożonych od środka dzików. Znaleziono je nad Bugiem, wyglądały na podrzucone. Stąd nie było już daleko do opowieści o zwłokach dzików wyrzucanych z helikopterów.

Może takie historie powstają odruchowo. Dopiero co natrafiono na zarażonego wieprza na wybrzeżu tajwańskiego archipelagu Kinmen, to wyspy znajdujące się ledwie kilka kilometrów od chińskiego miasta Xiamen. Liderzy ChRL od 70 lat regularnie powtarzają (w minionych tygodniach kurs się zaostrzył), że Tajwan prędzej czy później podbiją. Desant martwego i chorego wieprza wygląda niepokojąco, jak na forpocztę inwazji. Trudno taki fakt zignorować, nawet jeśli się pamięta, że pięć lat temu rzeką, będącą głównym źródłem wody pitnej dla Szanghaju, spłynęło 16 tys. padłych świń wyrzuconych po prostu przez właścicieli.

Doradcy inwestycyjni przewidują, że ASF uderzy w branżę wieprzowiny na tyle mocno, że zmieni proporcje białka zwierzęcego zjadanego przez ludzi. Rynek nie lubi próżni, miejsce ustępujących świń zajmą ku swej zgubie kury i krowy. A komu niedola zwierząt gospodarskich przeszkadza, a mięso lubi, niech czeka na jego tzw. czystą wersję, wyhodowaną w technologii in vitro. Skala jest na razie laboratoryjna, kilogram kosztuje nawet ponad 2 tys. zł, ale pracujące nad produkcją firmy zapowiadają, że ceny zrównają się z tymi w sklepach mięsnych już około 2020 r. Czyli sporo wcześniej niż oczekiwana szczepionka przeciw ASF.

Polityka 4.2019 (3195) z dnia 22.01.2019; Świat; s. 56
Oryginalny tytuł tekstu: "Geopolityka świni i dzika"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyjątkowo długie wolne po Nowym Roku. Rodzice oburzeni. Dla szkół to konieczność

Jeśli ktoś się oburza, że w szkołach tak często są przerwy w nauce, niech zatrudni się w oświacie. Już po paru miesiącach będzie się zarzekał, że rzuci tę robotę, jeśli nie dostanie dnia wolnego ekstra.

Dariusz Chętkowski
04.12.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną