Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Sygnalista szantażysta

Piłkarski haker

Półfinał Pucharu Portugalii, mecz FC Porto z Benficą, 22 stycznia 2019 r. Półfinał Pucharu Portugalii, mecz FC Porto z Benficą, 22 stycznia 2019 r. Jose Coelho/EPA / PAP
Na Węgrzech aresztowano najbardziej ­poszukiwanego hakera w piłkarskim świecie. Nie wiadomo tylko, czy karać go za przestępstwa, czy wynagrodzić za ujawnienie przekrętów?
W latach 2011–14 grający wówczas dla Realu Madryt Ronaldo oszukiwał fiskusa na miliony w podatkach za pośrednictwem założonych na Wyspach Dziewiczych spółek zależnych.EAST NEWS W latach 2011–14 grający wówczas dla Realu Madryt Ronaldo oszukiwał fiskusa na miliony w podatkach za pośrednictwem założonych na Wyspach Dziewiczych spółek zależnych.

Rui Pinto urodził się 30 lat temu w Vila Nova de Gaia, gęsto zaludnionym i ubogim miasteczku satelickim pobliskiego Porto. Wychowany w skromnej dzielnicy klasy pracującej, studiował historię, ale gdy był na drugim roku, rozpoczął się międzynarodowy kryzys gospodarczy, którego Portugalia była jedną z największych ofiar w Europie: u jego szczytu bezrobocie wśród młodych sięgało 40 proc., a absolwenci historii nie widzieli przyszłości w różowych barwach.

Pinto sam nauczył się więc programowania. Nigdy nie dostał stałej pracy w tej branży, a rodzina twierdzi w wywiadach, że do dziś jest freelancerem utrzymującym się ze zleceń. Już raz był bliski życia w luksusie dzięki nowo zdobytej wiedzy: w 2013 r. włamał się na konta zarejestrowanego na Kajmanach banku Caledonian, z którego ukradł 270 tys. euro. Nie zatarł jednak za sobą śladów i został złapany – choć nie poniósł żadnych konsekwencji, bo bank z raju podatkowego nie chciał ujawniania w sądzie nazwisk swoich klientów, Pinto zawarł więc ugodę i zwrócił pieniądze, unikając procesu.

Dziś broni go wybitny francuski prawnik William Bourdon. To prawnuk Édouarda Michelina, który wraz z bratem André wynalazł w 1891 r. oponę z dętką i założył ochrzczoną ich nazwiskiem firmę – dziś największego w Europie producenta tych części samochodowych – oraz wydawcy słynnych przewodników kulinarnych. Kolejni potomkowie Édouarda byli inżynierami zatrudnionymi w rodzinnym przedsiębiorstwie, ale William nie kontynuował rodzinnych tradycji: jest gwiazdą francuskiej palestry.

Trudno żeby było inaczej. Wychował się w najdroższej i najbardziej ekskluzywnej podparyskiej gminie Neuilly-sur-Seine, w której mieszka krajowa elita od Sophie Marceau po Marine Le Pen (przez 20 lat burmistrzem był tam Nicolas Sarkozy). Chodził do najbardziej elitarnego liceum w stolicy, które kończyli też między innymi jeden prezydent, dwóch premierów i trzech noblistów. Potem studiował równocześnie na Sorbonie oraz Sciences Po, kuźni francuskiej elity politycznej. Podobno miał zostać ministrem sprawiedliwości w rządzie socjalistów, ale odmówił.

Jeżeli chodzi więc o biografię, to z jego najnowszym klientem nie łączy go w zasadzie nic. Ale w przeszłości reprezentował między innymi Juliana Assange’a, Edwarda Snowdena oraz Antoine Deltoura (który ujawnił, jak Luksemburg pomagał oszukiwać na podatkach ponad 300 międzynarodowym korporacjom). A skandal, którego Pinto jest głównym sprawcą, wzbudza nawet większe emocje niż działania poprzednio wymienionych: chodzi w końcu o najpopularniejszy sport świata, piłkę nożną.

Cristiano Ronaldo został w styczniu skazany na dwa lata więzienia w zawieszeniu i w sumie 28,8 mln euro grzywny. Tę ostatnią najsłynniejszy piłkarz świata zapłacił już zresztą wcześniej, po negocjacjach z hiszpańską skarbówką – na początku sportowiec proponował bowiem tylko połowę tej sumy oraz publiczne przeprosiny. Jednak urzędnicy z Półwyspu Iberyjskiego się nie ugięli. Mieli w ręku żelazne dowody: dokumenty potwierdzające, że w latach 2011–14 grający wówczas dla Realu Madryt Portugalczyk oszukiwał fiskusa na miliony w podatkach za pośrednictwem założonych na Wyspach Dziewiczych spółek zależnych.

Urzędnicy zdobyli te informacje dzięki Football Leaks. Serwis zaczął działać pod koniec 2015 r., jako prosta strona internetowa ujawniająca prawdziwe wartości kontraktów piłkarskich. Choć już w nazwie nawiązywała do słynnego WikiLeaks, to skala przedsięwzięcia była nieporównywalnie mniejsza, a jego oddziaływanie na funkcjonowanie futbolowego świata znikome. Rok później rewelacje portalu były już toczącą się śnieżną kulą.

Współpracę z serwisem nawiązał wtedy EIC, wspólny projekt dziennikarstwa śledczego, prowadzony przez czołowe europejskie gazety – Football Leaks przekazało im 70 mln poufnych dokumentów wykradzionych najważniejszym ludziom światowej piłki. Ich analizą zajęło się kilkudziesięciu doświadczonych dziennikarzy takich tytułów, jak niemiecki „Der Spiegel”, hiszpańskie „El Mundo” czy włoskie „L’Espresso”, więc media szybko zapełniły się dowodami na oszustwa podatkowe gwiazd (w samej Hiszpanii mataczyli m.in. Messi, Neymar, Mascherano, Pepe, Modrić, Di Maria, Marcelo). Do tego ustawiane sparingi (w Polsce miały to robić Wisła Płock, Ruch Chorzów i Śląsk Wrocław), przekupywanie rodziców małoletnich talentów, żeby te dołączyły do „właściwego” klubu, czy zamiatanie pod dywan skandali obyczajowych – jak sprawa Ronaldo, którego prawnicy zapłacili pewnej Amerykance 375 tys. dol., żeby nie zgłaszała gwałtu.

Ostatnio największe emocje budzą informacje, że czołowe europejskie kluby planują już za dwa lata wycofać się z krajowych rozgrywek i stworzyć specjalną Super Ligę, z której żadna drużyna nie mogłaby spaść (na wzór np. amerykańskiego NBA). Oraz dowody, że Gianni Infantino w czasie gdy był sekretarzem generalnym UEFA (dziś szefuje już FIFA), aktywnie pomagał należącym do szejków z Kataru Manchesterowi City i Paris Saint-Germain omijać zasady Finansowego Fair Play, które sam stworzył.

Jedyną nieujawnioną tajemnicą Football Leaks pozostawało tylko jedno: kto za tym stoi? Z osobą przekazującą mediom wykradzione dokumenty spotykał się tylko jeden dziennikarz, z niemieckiego tygodnika „Der Spiegel”. Młody mężczyzna kazał na siebie mówić „John” i twierdził, że zarabia na życie sprzedając przez internet antyki nuworyszom z Chin. Gdy 16 stycznia tego roku węgierska policja aresztowała go w Budapeszcie, francuski adwokat w wywiadzie dla „Spiegla” potwierdził: John to w rzeczywistości Rui Pinto. Co dla śledzących portugalskie media nie było akurat żadnym zaskoczeniem.

Cichy proceder

Pierwsze tajne dokumenty opublikowane przez Football Leaks w 2015 r. dotyczyły umów pomiędzy znanym holenderskim klubem FC Twente a agencją menedżerską Doyen Sports Investments. Dwa dni później spółka zgłosiła się na policję w Portugalii, zdradzając, że jest w tym kraju szantażowana.

Oficjalnie zarejestrowana na Malcie i zajmująca się wizerunkowym marketingiem takich gwiazd, jak David Beckham czy Neymar, w rzeczywistości jest jednym z największych na kontynencie funduszy inwestycyjnych, który wyspecjalizował się w Third-Party Ownership (TPO). To praktyka, w której inwestor wspomaga finansowo zakupy piłkarzy w zamian za przejęcie części praw do ich kart zawodniczych – dzięki temu klub małym kosztem może kupić dobrego sportowca, a sponsor zarobi na następnym transferze. Ale oznacza to, że dla zwiększenia zysków ten ostatni będzie chciał handlować piłkarzem nawet wbrew interesom drużyny. Tak właśnie pięć lat temu Doyen skutecznie wymusił transfer Marcosa Rojo do Manchesteru United z portugalskiego Sportingu mimo głośnych protestów tego ostatniego. Joan Valcke, ówczesny sekretarz generalny FIFA, nazwał wtedy TPO „współczesnym niewolnictwem”, a organizacja zakazała tych praktyk i dała ligom trzy lata na dostosowanie się do nowych przepisów.

Proceder trwa jednak po cichu dalej, jesienią wszczęto postępowanie przeciw Manchesterowi City i duńskiemu FC Nordsjaelland. Najgorzej jest na Półwyspie Iberyjskim, gdzie przed wejściem zakazu w życie prawie 80 proc. zawodników było kupowanych w systemie TPO: był to ratunek dla wyjątkowo ciężko dotkniętych międzynarodowym kryzysem gospodarczym Hiszpanii i Portugalii. W obu krajach Doyen zainwestował kilkaset milionów euro, w negocjacjach pomagało, że prezes funduszu jest z Lizbony i zna cały tamtejszy futbolowy światek.

Gdy Football Leaks opublikowało pierwsze tajne dokumenty firmy, do jej portugalskiego biura przyszedł mail od tajemniczego Artema Łobuzowa z Kazachstanu, który ujawniał się jako źródło przecieku i oferował powstrzymanie się od publikacji następnych materiałów w zamian za „dotację” miliona euro. Doyen zgłosił się na policję, ale wszczęło też prywatne śledztwo – wynajęci przez spółkę informatycy, byli pracownicy brytyjskiego wywiadu, szybko ustalili, że hakerem z Kazachstanu jest Rui Pinto. Identyfikację ułatwiło, że w negocjacjach z funduszem (prowadzonych na stacji benzynowej przy obwodnicy Lizbony) rzekomego Łobuzowa reprezentował ten sam prawnik, który kilka lat wcześniej wynegocjował ugodę pomiędzy chłopakiem z Porto a bankiem Caledonian z Kajmanów.

Doyen wysłał ustalenia do dziennikarzy, informacje o hakerze pojawiły się w portugalskich mediach. Wówczas wyszło na jaw, że próbę szantażu zgłosiły też policji miejscowe kluby piłkarskie, między innymi Sporting, Oporto i Benfica – odwieczny rywal FC Porto, któremu od dzieciństwa kibicuje Pinto. Funkcjonariusze poszukiwali chłopaka, w 2016 r. prowadzili nawet obserwację domu jego rodziców podczas Bożego Narodzenia, ale na próżno: mieszkał już wtedy w Budapeszcie, gdzie jeszcze jako student spędził rok podczas wymiany Erasmusa. To właśnie tam został zatrzymany w połowie stycznia, teraz czeka w areszcie domowym na decyzję sądu o ewentualnej ekstradycji do Portugalii.

Choć w Lizbonie czekają go zarzuty dotyczące szantażu, to sprawiedliwość ma dwa końce, o czym przekonali się składający doniesienia na Pinto. Mistrz Holandii z 2010 r. FC Twente (którego umowy TPO z Doyen były przedmiotem pierwszego wycieku Football Leaks) został zdegradowany do drugiej ligi i ma trzyletni zakaz gry w europejskich pucharach. Ta druga sankcja grozi też Benfice – opierając się na ujawnionych tajnych dokumentach, portugalska prokuratura oskarża pięciokrotnego finalistę Ligi Mistrzów o w sumie 30 przestępstw.

Whistleblower, czyli sygnalista

Te i podobne postępowania opierające się na przeciekach z Football Leaks są dziś podstawą obrony. Francuska gwiazda palestry przekonuje, że Pinto to whistleblower (tłumaczony czasami na polski jako „sygnalista”) – osoba nagłaśniająca nieuczciwą lub nielegalną działalność dla pożytku publicznego. Jeżeli jego zdanie podzieli węgierski sąd, to Portugalczyk uniknie ekstradycji. Dla wzmocnienia tego przekazu już przyjął propozycję współpracy z francuską prokuraturą, z taką samą ofertą miała się też zgłosić szwajcarska oraz niemiecka skarbówka.

Ale motywy hakera są, co już wiadomo, co najmniej dyskusyjne. Jego francuski prawnik próbuje je retorycznie zbanalizować. W wywiadzie dla „Spiegla” mówi, że szantażowanie Doyen było tylko dziecinnym żartem mającym sprawdzić, jak daleko gotowy jest się posunąć fundusz, a Pinto ostatecznie nie wziął przecież pieniędzy i zerwał kontakt (w rzeczywistości to firma odmówiła zapłacenia haraczu). Pytanie o wcześniejszą kradzież tysięcy euro zbywa lakonicznym stwierdzeniem, że „gdyby bank uważał to za przestępstwo, to poszedłby do sądu”.

Zgodnie z węgierską nowelizacją kodeksu karnego z 2014 r., jeżeli bezprawne działania jakiegoś osobnika przynoszą większą wartość społeczną niż szkodę, to jest on chroniony. Dylemat stojący przed sędziami w Budapeszcie ma uniwersalny charakter: czy przestępca kierowany niskimi pobudkami może zmienić się w szlachetnego tropiciela nieuczciwości? Czy to zaciera jego oryginalne winy? Oraz czy działa w drugą stronę – ostatnie rewelacje wokół ingerencji Rosji w amerykańskie wybory prezydenckie zdają się potwierdzać, że Julian Assange jest narzędziem w rękach Kremla, ale czy przekreśla to wszystkie ważne informacje, jakie opinia publiczna poznała wcześniej za sprawą WikiLeaks?

Na pierwszym zdjęciu zrobionym Pinto po zastosowaniu aresztu domowego je kolację ze swoim francuskim prawnikiem oraz dwoma węgierskimi adwokatami pomagającymi w występowaniu przed lokalnym wymiarem sprawiedliwości. Za mężczyznami widać telewizor nastawiony na mecz piłkarski: w dużym powiększeniu można zauważyć, że to spotkanie z 22 stycznia pomiędzy ukochanym przez hakera FC Porto a szantażowaną przez niego Benficą. Porto wygrało 3:1, być może to dla Pinto dobra wróżba.

Polityka 7.2019 (3198) z dnia 12.02.2019; Świat; s. 50
Oryginalny tytuł tekstu: "Sygnalista szantażysta"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną