W drugiej turze wyborów prezydenckich na Ukrainie spotkają się komik Wołodymyr Zełenski (ok. 30 proc.) i walczący o reelekcję Petro Poroszenko (16 proc.), tak wynika z niekompletnych jeszcze wyliczeń. Przedwyborcze sondaże przewidziały taką ewentualność, ale teraz żarty się skończyły. O rozstrzygnięciu może zdecydować 36 proc. wyborców, którzy nie poszli głosować w pierwszej turze, bo nie mieli na kogo albo nie chcieli wybierać Poroszenki, ale Zełenskiego także nie. A może chcieli wysłać prezydentowi ostrzeżenie, że jego styl rządzenia ich nie zadowala. W drugiej turze będą musieli zdecydować, komu powierzyć kraj, czy nieprzewidywalnemu aktorowi z popularnego serialu, bez programu i doświadczenia – czy jednak dotychczasowemu prezydentowi, który ma wiele wad, ale pokazał też zalety, a wśród nich nieustępliwość wobec Rosji oraz dążenie do Europy i NATO.
Drugim decydującym czynnikiem będzie przepływ elektoratów pozostałych kandydatów. Julia Tymoszenko, trzecia na półmetku z wynikiem 13 proc., próbuje się dogadać z Zełenskim w sprawie powyborczego przetasowania w rządzie w zamian za poparcie w drugiej turze. Takie porozumienie kompromituje Zełenskiego jako kandydata zbuntowanego przeciwko elitom politycznym.
Petro Poroszenko nie może mówić o sukcesie. Zapowiedział rozmowy z kandydatami, którzy odpadli z gry. Ale z kim może pertraktować? Bo chyba nie z Jurijem Bojko, ministrem energetyki z czasów Janukowycza, a przy okazji człowiekiem bliskim Putina i Moskwy. Bojko dobrze wypadł na wschodzie, wygrywając z Zełenskim. Ponad 11 proc. poparcia, jakie zdobył, to sporo, ale trudno sobie wyobrazić Poroszenkę ubijającego interes z ludźmi Janukowycza. Pozostaje Anatolij Hrycenko, 7 proc. poparcia w pierwszej turze. Rozmowa z Hrycenką z pewnością nie hańbi, choć wcześniej krytykował działania Poroszenki.