W zeszły wtorek, po sześciu tygodniach masowych demonstracji, rządzący Algierią od 20 lat prezydent Abdelaziz Buteflika podał się do dymisji. Dokładnie tydzień po tym, jak wiceminister obrony i szef sztabu gen. Ahmed Gaïd Salah zasugerował konstytucyjną procedurę odsunięcia od władzy „poważnie i długotrwale chorego prezydenta”.
Sęk w tym, że poważnie i długotrwale chory Buteflika jest co najmniej od 2013 r. – wtedy to dostał udaru, po którym nigdy nie odzyskał dawnej formy. Od tamtego czasu jeździ na wózku, nie mówi i komunikuje się ze społeczeństwem za pomocą listów. Mimo to pięć lat temu koleiny raz wygrał wybory prezydenckie. Wtedy gen. Salah jakoś nie miał obiekcji. Być może dlatego, że skala ówczesnych demonstracji nijak nie dorównuje tym obecnym.
Czarna Dekada
„Wygraliśmy!” – napisał do nas Younes kilkanaście minut po rezygnacji Butefliki. Mieszka w samym centrum Algieru, w najstarszej dzielnicy wąskich uliczek i tradycyjnych domów zwanej Kasba. Gdy był dzieckiem, w Algierii szalała wojna domowa. Zaczęła się w 1992 r., wojsko nie uznało wyników wyborów, bo zwyciężyli w nich fundamentaliści z Islamskiego Frontu Ocalenia. Zamachy terrorystyczne i odwetowe akcje wojska stały się codziennością. Podczas tego konfliktu zginęło ok. 200 tys. Algierczyków, głównie cywilów. Younes pamięta, jak raz, idąc do szkoły, na placyku koło domu zobaczył odciętą ludzką głowę. W pierwszej chwili pomyślał, że to piłka.
Czasy tamtej wojny Algierczycy nazywają Czarną Dekadą. I doskonale pamiętają, że w jej zakończeniu wydatny udział miał nie kto inny, jak prezydent Buteflika. W 1999 r. wrócił do politycznej gry po kilkunastu latach nieobecności. Wystartował w wyborach prezydenckich i wygrał, bo obiecał zaprowadzić pokój.