Ukraiński prezydent elekt Wołodymyr Zełenski wciąż unika bezpośrednich kontaktów z wyborcami. Płynnie wypowiada się w języku ukraińskim, jedynie występując w filmach. Poza studiem formułuje myśli po rosyjsku i stara się tłumaczyć na ukraiński, co nie zawsze daje dobry efekt. Niedawno żona Zełenskiego Ołena, scenarzystka w jego grupie, wyznała w jednym z wywiadów, że to ona intensywnie uczy męża ukraińskiego.
Zełenski zamieścił na YouTube film, w którym w sposób mało wybredny zwraca się do deputowanych Rady Najwyższej, zarzucając im tchórzliwość i brak propaństwowego myślenia. Chodzi o inaugurację prezydentury: Zełenski chce, żeby zaprzysiężenie odbyło się już 19 maja, tymczasem Rada, która ma decydujący głos, zwleka. Pytanie, czy to opór starego systemu? Inauguracja przed 27 maja otwierałaby prezydentowi drogę do rozwiązania Rady Najwyższej, ogłoszenia przedterminowych wyborów parlamentarnych i forsowania reform. Konstytucja zabrania rozwiązania parlamentu na pół roku przed wyborami. A te zostały już wyznaczone na październik. Prezydentowi brak twardego argumentu. Większościowa koalicja teoretycznie nadal istnieje, demokratycznie wybrany parlament pracuje, rozwiązanie go byłoby uznane za nadużycie władzy.
Jest wreszcie pytanie, czy przyspieszone wybory są w interesie prezydenta. Wciąż nie ma politycznego zaplecza, ugrupowanie Sługa Narodu istnieje raczej teoretycznie i rozpisanie wcześniejszych wyborów mogłoby dać fory promoskiewskim partiom liczącym na rewanż.
Prezydent musi czekać, bo rząd w obecnym składzie może pracować do grudnia; wraz z powołaniem nowego prezydenta dymisje powinni złożyć minister obrony, MSZ oraz prokurator generalny, powoływani przez głowę państwa. Takiego obowiązku też nie ma, można mówić jedynie o przyzwoitości. Zresztą zmiany i tak musiałby zatwierdzić parlament.