Antyeuropejski populizm w Europie Środkowej otrzymał w ostatnich dniach znaczący cios. Rządząca w Rumunii Partia Socjaldemokratyczna (PSD) poniosła porażkę w wyborach do Parlamentu Europejskiego, głosujący odrzucili w odbywającym się równolegle referendum rządowy projekt zmian wymiaru sprawiedliwości, a następnego dnia Wysoki Trybunał Kasacyjny i Sprawiedliwości podtrzymał wyrok 3,5 roku więzienia dla Liviu Dragnea, lidera PSD i przewodniczącego niższej izby parlamentu.
Dragnea, do niedawna najpotężniejszy człowiek w Rumunii, siedzi już w więzieniu. Twierdzenie, że może to być początek zmian w regionie, jest jednak przedwczesne. Bo wiadomo – Rumunia jest inna, jak pisał Lucian Boia.
Rumunii odrzucili populizm
Tak naprawdę najistotniejsze są tu wyniki wyborów do PE oraz referendum. Aresztowanie Dragnea jest po prostu bardzo spektakularne. A w wyborach jego partia otrzymała 23,48 proc. głosów. Zwycięzcą okazała się Partia Narodowo-Liberalna (PNL) z wynikiem 28,12 proc. Na trzecim miejscu znalazła się zaś koalicja Związku Zbawienia Rumunii i Partii Plus, które otrzymały 23,24 proc. (są to stosunkowo nowe partie, obie mają obywatelski i proeuropejski charakter). Przyszła koalicja narodowych liberałów i nowych ugrupowań jest jak najbardziej realna.
Nie ma wątpliwości więc, że Rumuni zdecydowanie odrzucili tani populizm serwowany w tym przypadku przez postkomunistów, którzy opierali się na polityce socjalnej i „konserwatywnych” wartościach, a od jakiegoś czasu przyjęli również konfrontacyjny ton w relacjach z Brukselą. Poza tym jednak przez cały czas starali się tak zmienić prawo, by podporządkować sobie wymiar sprawiedliwości i uniemożliwić walkę z korupcją (to właśnie było główną osią sporu z UE). Dragnea i jego współpracownicy nieustannie promowali wizję rumuńskiego „państwa równoległego” (czyli sojuszu prezydenta, służb specjalnych i części wymiaru sprawiedliwości), które ma bojkotować politykę rządu, a nawet działać przeciw narodowi i jego wartościom oraz być na usługach zachodnich mocodawców.
Co różniło Rumunię od innych państw regionu?
• Prezydent tego kraju Klaus Iohannis nie wywodzi się z obozu rządzącego, lecz z opozycyjnej PNL.
• Rządy PSD, a szczególnie próby zmian w kodeksie karnym, od początku spotykały się z protestami społecznymi w skali, o której w Polsce mogliśmy mówić tylko w przypadku krótkiego ożywienia społecznego latem 2017 r. W Rumunii, również ze względu na Klausa Iohannisa, rządowi nie udało się podporządkować sobie sądownictwa.
• Od 2015 r. w Rumunii wyrosła trzecia siła polityczna w kraju w postaci Związku Zbawienia Rumunii, do którego niedawno dołączyła Partia Plus, kierowana przez byłego premiera technicznego Dacian Cioloșa. PSD już raz straciła władzę w efekcie społecznych protestów antykorupcyjnych. Miało to miejsce w 2015 r., gdy pożar w klubie Colectiv doprowadził do śmierci kilkudziesięciu osób, a tysiące Rumunów wyszło na ulice pod hasłem „Korupcja zabija”. Rząd PSD ustąpił, a premierem technicznym na prawie rok został eurokrata Dacian Cioloș. Na fali tych protestów popularność zdobył Związek Zbawienia Rumunii. Teraz widzimy efekty tego społecznego przebudzenia młodego pokolenia Rumunów.
• PSD nie doszło do władzy na hasłach „wstawania z kolan”. W dużej mierze zdobyli ją ponownie dzięki błędom kampanijnym rywali, sprawnej organizacji i hasłom socjalnym. Antyunijną retorykę Dragnea przyjął w dużej mierze dlatego, że nie miał innego wyjścia – dla zachowania władzy „musiał” spróbować sięgnąć po wymiar sprawiedliwości, a to nie mogło spotkać się z przyjazną reakcją Brukseli. Przyjęcie tej narracji miało więc wymiar znacznie bardziej pragmatyczny niż ideowy.
• Dużą rolę w życiu politycznym kraju odgrywa liczna i aktywna emigracja – młodzi ludzie mieszkający w krajach UE przyjmują zdecydowanie proeuropejskie postawy, są zaangażowani (również wyborczo) w sytuację w kraju.
• Dragnea opierał swoją władzę w partii nie tyle na charyzmie, ile na bezwzględności działań i klientelizmie. Trzeba przyznać, że i tak długo udawało mu się utrzymać na szczycie, wymieniać premierów zgodnie ze swoim interesem i dusić próby buntu. Teraz jednak niedawni koledzy z partii nie staną za nim murem.
Różnice można by pewnie jeszcze mnożyć. Ciekawym sygnałem dla regionu jest jednak to, że w proeuropejskim społeczeństwie nie można wiele ugrać, walcząc z Brukselą. Pytanie, czy PiS spojrzy na to jako na lekcję i czy Rumuni przypadkiem nie są bardziej proeuropejscy niż Polacy.
Artykuł ukazał się w internetowym wydaniu „Nowej Europy Wschodniej”