Prezydent Donald Trump przybył z wizytą do Londynu w trudnym dla Wielkiej Brytanii momencie. Kraj jest w politycznej rozsypce, niepewny przyszłości, premier Theresa May, która ma z Trumpem rozmawiać o polityce, za parę dni odchodzi z urzędu. Mer Londynu Sadiq Khan porównał Trumpa do faszysty z XX w., w odpowiedzi amerykański prezydent nazwał go patentowanym nieudacznikiem. Co więcej, program wizyty układano z mozołem. Chodziło o to, by Trump nie słyszał protestów z zapowiadanych przeciw niemu demonstracji ulicznych.
Bierzcie 45 mld euro i w nogi
Ale i Theresa May, chociaż odchodzi, będzie musiała wysłuchać przykrych komentarzy. Trump podczas poprzedniej wizyty zarzucił jej, że nie słuchała jego rad w sprawie brexitu. Amerykański prezydent jest, jak wiadomo, wielkim zwolennikiem brexitu i przeciwnikiem Unii Europejskiej. W ostatnim wywiadzie wręcz radzi Wielkiej Brytanii, by nie spłacała Unii żadnych zobowiązań, schowała do kieszeni dług 45 mld euro i wyszła bez żadnego porozumienia. Trump obiecuje – wbrew wszelkim wyliczeniom – że Londyn nic nie straci na wyjściu z dotychczasowych umów handlowych, gdyż może liczyć na korzystniejszy układ z USA. Podobnie, wbrew zdrowemu rozsądkowi, doradca do spraw bezpieczeństwa narodowego John Bolton wtóruje szefowi, mówiąc, że „zyskując niezależność, Wielka Brytania może jeszcze zwiększyć swój wpływ na świat”.
Obśmiewa tę wizytę Anne Applebaum, komentatorka „Washington Post”, a więc najpoważniejszej gazety waszyngtońskiej.