Popełnili wielki błąd – powtarzał wielokrotnie podczas niedzielnej konferencji prasowej prezydent Donald Trump. Ale odwetu ostatecznie nie było. Trzy dni wcześniej nad wodami cieśniny Ormuz Irańczycy zestrzelili amerykański dron Global Hawk. Teheran, który przed atakiem miał czterokrotnie ostrzegać Amerykanów, twierdzi, że ich maszyna była nad irańskimi wodami terytorialnymi, Amerykanie zaś – że nad międzynarodowymi. „New York Times” napisał, że Trump w ostatniej chwili zawrócił lecące już z misją odwetową samoloty. Potwierdził to potem sam prezydent, dodając, że „nie chciał śmierci 150 osób”.
To już kolejny kryzys na linii Waszyngton–Teheran, po tym jak w ostatnich tygodniach doszło do niewyjaśnionych ataków w sumie na cztery tankowce w okolicach Ormuz. W tle jest spór o tzw. umowę nuklearną z 2015 r., w której Iran wyrzekł się programu nuklearnego w zamian za zniesienie sankcji ekonomicznych. W zeszłym roku Trump zerwał tę umowę, twierdząc, że jest ona zbyt wąska. Wiele wskazuje na to, że w najbliższych dniach odstąpi od niej również Teheran.
Czy to oznacza wojnę? – Kluczowe wydaje się, jak Irańczycy zinterpretują brak odpowiedzi Amerykanów na zestrzelenie drona – mówi irański ekspert Karim Sadjadpour, związany z fundacją Carnegie. – Czy uznają to za słabość – tak jak wtedy, gdy Obama nie ukarał Asada za użycie broni chemicznej. Czy też za łut szczęścia wynikający ze sporów w amerykańskiej administracji. Zdaniem Sadjadpoura jeśli przeważy ta pierwsza wersja, to wojna jest nieunikniona. Bo Ameryka Trumpa jest być może nieprzewidywalna, ale na pewno nie słaba.