Ruch angielskiej pychy kroczy przez Europę. Nowy premier Wielkiej Brytanii to emanacja elity wykształconej w Eton i Oksfordzie, której Wielka Brytania zawdzięcza swoje największe triumfy, ale i klęski. W tym tę ostatnią – brexit. Do tej elity wybrańców należą były premier David Cameron, potomek króla Wilhelma IV, polityk, który przegrał los kraju, rozpisując pochopnie referendum w czerwcu 2016 r., oraz lider torysowskich muszkieterów brexitu Jacob Rees-Mogg, kuriozalny snob z epoki przedwojnia jeżdżący zabytkowym bentleyem, cudownie teleportowany do początku XXI w., polityk, który kosztem utraty dziesiątek tysięcy miejsc pracy w kraju forsuje wyjście z Unii bez porozumienia (tzw. no deal)…
Ich obu i setki ich kolegów w brytyjskim świecie polityki, prawa, wojska i medycyny łączą wspomnienia z nauki w Eton, miasteczku nad Tamizą w cieniu zamku Windsor. Książę Arthur Wellington, wódz spod Waterloo, gdzie z pomocą Prusaków pokonał Napoleona, obserwując mecz krykieta na boisku w Eton, wygłosił kiedyś ponoć uwagę, która stała się podstawą mitu uzasadniającego pożytki z wyjątkowej elitarności brytyjskiego establishmentu. „To tutaj, na polach Eton, wygrana została bitwa pod Waterloo!” – rzucił słynny mąż stanu, premier w latach 1828–30. To nic, że założona w XV w. szkoła nie była wówczas w posiadaniu pól Eton, a dowództwo marynarki wcale nie pochodziło z elity elit. Nieważne nawet, że Wellington prawdopodobnie niczego takiego nie powiedział. Mit pozostał.
W pupę bici
Szkoła mogła się pochwalić niezwykłymi nazwiskami – w XX w. uczył się tu George Orwell i Ian Fleming, książę Wellington i 19 innych premierów. Elita kształcona od wieków w Eton była równie patriotyczna, co egoistyczna. Nie sposób jej jednak odmówić zaciętości i hartu ducha (w pierwszej wojnie światowej wyginął cały rocznik etończyków, a drugi odniósł ciężkie rany).