Amerykański prokurator generalny William Barr ogłosił, że na okres między 9 grudnia i 15 stycznia jego urzędnicy zaplanowali egzekucje pięciu więźniów federalnych, skazanych za przestępstwa najwyższej kategorii. Każdy z piątki wytypowanych wyczerpał drogę odwoławczą od wyroków uznających ich za winnych zabójstwa lub zabójstw, którym towarzyszyły drastyczne okoliczności. Decyzja Barra jest historyczna, kończy trwające od 16 lat moratorium na stosowanie kary śmierci w federalnej części wymiaru sprawiedliwości.
W marcu 2003 r. zgładzono ostatniego więźnia federalnego. Późniejsza przerwa wynikała i z tego, że już wcześniej stosowano ją rzadko, od 1988 r. tylko trzy razy, a także z kontrowersji związanych ze skutecznością mieszanki trucizn używanych do uśmiercania skazanych. Przy czym nadal sądy orzekały tę karę, w celach śmierci więzień federalnych przebywa 62 więźniów, wśród nich autor zamachów bombowych podczas maratonu w Bostonie w 2013 r. Barr zapewnia, że planowane będą następne terminy straceń.
Karę śmierci dopuszcza szereg stanów (ich wymiar sprawiedliwości pozostaje w dalekiej niezależności od federalnego), wymierza ją prawie trzydziestka z nich, w sumie przetrzymują w celach śmierci przeszło 2,6 tys. skazanych. Natomiast regularne egzekucje przeprowadzane są w kilkunastu, głównie na południu kraju, ale także w Kalifornii i w Nowym Jorku. W zeszłym roku w systemie stanowym zgładzono 25 osób, w bieżącym dotąd 10, a kolejnej dwudziestce wyznaczono daty dzienne egzekucji.
Zarówno Barr, jak i jego przełożony, Donald Trump, są orędownikami kary śmierci, twierdzą, że to najlepszy możliwy odstraszacz oraz sposób na zadośćuczynienie społeczeństwu czy bliskim ofiar. Poglądy ich rodaków ewoluują, potrzebę wykonywania kary śmierci widzi 54 proc. Amerykanów, to najniższy odsetek od połowy lat 90.