Jest weteranem buntów i niestandardowych operacji. Pół wieku temu z grupą młodych oficerów, w tym z poznanym w akademii wojskowej Muammarem Kaddafim, późniejszym wieloletnim dyktatorem, obalił w puczu króla Idrisa. Dowodził kontyngentem libijskim w wojnie Jom Kippur, toczonej przez państwa arabskie z Izraelem. Z Kaddafim zerwał po porażce w wojnie z sąsiednim Czadem, część jego terytorium Libia próbowała przechwycić w serii interwencji zbrojnych. W 1987 r. Haftar, wtedy jeszcze pułkownik, dowodził na tyle fatalnie, że został pojmany razem ze swoimi żołnierzami.
W niewoli zaczął pracować dla ówczesnych władz Czadu i wspierającej je Ameryki, arcywroga reżimu libijskiego. Założył własną grupę paramilitarną, a po zmianie czadyjskiego prezydenta na mniej przychylnego przeniósł się do USA. Zamieszkał w Wirginii, kwadrans jazdy samochodem od Langley, siedziby Centralnej Agencji Wywiadowczej. Bliskość adresów ma być przesłanką wskazującą na powiązania Haftara z CIA. Dostał amerykańskie obywatelstwo i nie odstawał poziomem życia od dobrze uposażonych sąsiadów z podwaszyngtońskiego miasteczka Vienna.
Do ojczyzny wrócił w glorii bohatera dopiero w 2011 r. Stanął na czele oddziałów walczących z Kaddafim, a następnie z islamistami, którzy próbowali wykorzystać wojenną niestabilność i zbudować w Libii przyczółek kalifatu. W postępach Haftara i jego Libijskiej Armii Narodowej kluczowe okazało się wsparcie, jakie otrzymał od kilku rządów z Bliskiego Wschodu i Europy. Dzięki ich broni, w tym samolotom, pieniądzom i osłonie politycznej, polowanie na radykałów rozrosło się do kampanii, w której stawką jest cała Libia, naftowe państwo o powierzchni pięciu Polsk.
Oblężenie Trypolisu
Haftar ma 75 lat i trzyma się prosto, poważnie wygląda w pysznym marszałkowskim mundurze, lubi się stroić.