To koniec kłótliwej koalicji rządowej we Włoszech między skrajną prawicą i populistami. 8 sierpnia przewodniczący Ligi Matteo Salvini złożył wniosek o wotum nieufności dla premiera Giuseppe Conte. Jeżeli rząd upadnie, to w rękach prezydenta Sergio Mattarelli pozostanie decyzja, czy szukać nowej większości w parlamencie, czy rozpisać wybory.
Chociaż oficjalnym pretekstem do zerwania koalicji Ligi z Ruchem Pięciu Gwiazd było odmienne głosowanie w sprawie budowy szybkiej kolei Lyon–Turyn, to za posunięciem Salviniego niemal na pewno kryje się głębsza kalkulacja polityczna. W zeszłorocznych wyborach Liga zdobyła 17 proc. głosów, Pięć Gwiazd – 32 proc., a centrolewica – 19 proc. W ciągu niespełna półtora roku nieustającej kampanii propagandowej Salviniego, opartej głównie na sentymentach antyimigranckich oraz festiwalu nieudolności politycznej Pięciu Gwiazd, Liga zgarnęła w majowych wyborach do europarlamentu aż 34 proc. głosów. Jej notowania stale rosną i dziś mogłaby nawet liczyć na samodzielną większość.
Nie można jednak wykluczyć, że Salvini zaplącze się we własne nogi i zamiast szybkich wyborów, powstanie rząd wspierany przez inną większość. Od kilku dni szef Ligi powtarza, że rząd centrolewicy i Pięciu Gwiazd jest „niedopuszczalny”. Obie partie zaprzeczają, ale jest jasne, że na szybkich wyborach zyskuje tylko Liga. Jakiekolwiek będzie rozwiązanie kryzysu, brak stabilności nie przysłuży się włoskiej gospodarce, która rosła w 2018 r. w tempie 0,9 proc., a dług publiczny przekroczył 130 proc. PKB. Niezależnie od wyników kryzysu, pewne jest, że Włochy czeka gorąca polityczna jesień.