Policja i protestujący łagodzą napięcia.
Duch zdesperowanych Hongkończyków nie gaśnie, 18 sierpnia przeszli w największej demonstracji od siedmiu tygodni. Mimo ulewnego deszczu wzięło w niej udział 1,7 mln ludzi (według organizatorów) lub 128 tys. (w wersji urzędników). Tym razem manifestanci powstrzymali się od przemocy i choć kompletnie zignorowali polecenia policji, to nie użyto przeciw nim gazu łzawiącego, w ruch nie poszły też pałki. Sama skompromitowana dotychczasową działalnością policja zaczyna przedstawiać się jako jedyna siła zdolna powstrzymać siedmiomilionowe miasto przed zabrnięciem w chaos, który niechybnie skłoni pekińskich komunistów do wymuszenia porządku i posłuszeństwa w drodze zbrojnej interwencji. Ton na bardziej pojednawczy zmieniły też uzależnione od Pekinu władze miejskie, które wyjątkowo nie potępiły demonstracji, za to zapowiadają dialog i powrót do harmonii.
O to będzie jednak trudno, skoro postulaty protestujących pozostają niezmiennie niespełnione od wiosny: poszanowanie autonomii i prawa, więcej demokracji, mniej ręcznego sterowania przez partię i pociągnięcie do odpowiedzialności winnych brutalności policji. Spełnienie nawet części tych żądań wymagałoby elastyczności, empatii i dobrej woli, o które chińską partię komunistyczną podejrzewać może tylko optymista o bujnej wyobraźni. Co Chiny szykują dla Hongkongu, swojego specjalnego regionu administracyjnego, widać w sąsiadującym z nim pokazowym mieście Shenzhen. Nie chodzi jedynie o zbierające się tam oddziały wojska, ale plany zrobienia z Shenzhenu modelowej metropolii dla ChRL i reszty świata.
Właśnie przedstawiono szczegółowy plan dojścia do tej pozycji. Zakłada, że Shenzhen ma być globalnym liderem w szeregu dziedzin, począwszy od innowacji i ochrony środowiska.