Pomnik stoi przy ul. Jugosłowiańskich Partyzantów od roku 1980 i przedstawia marszałka z bukietem kwiatów w ręku. Ta szczególna poza miała wyrażać wdzięczność za wyzwolenie Czech od hitlerowców i jednoczesne ocalenie Pragi od zniszczeń.
Sowiecki marszałek w centrum sporu
Od kilku lat pomnik bezczeszczony jest przez nieznanych sprawców. Przypomina się, że Koniew nie był żadnym bohaterem, ale po prostu sowieckim generałem, który nie zakończył kariery na II wojnie światowej i wyzwoleniu Krakowa oraz Pragi: w 1956 r. był jednym z dowódców zbrojnego ataku na Budapeszt, w 1961 r. ochraniał budowę Muru Berlińskiego, a w 1968 r. prowadził prace wywiadowcze przed inwazją Układu Warszawskiego na Czechosłowację. Zaczęło się od incydentu parę lat temu, gdy ktoś w nocy napisał na pomniku: „Precz z czerwonym generałem”. Napis szybko zmyto, zaprotestowała wpływowa w Czechach partia komunistyczna oraz rosyjska ambasada. W 2014 r. postument pomalowano na różowo, a w listopadzie 2017 r. na pomniku wymalowano czerwoną farbą daty: „1956”, „1961”, „1968” i „2017”.
Konflikt nagłaśniany jest szczególnie w ostatnim roku, kiedy komuniści zaczęli po cichu wspierać rządzących krajem populistów, na co bardzo przychylnie patrzy jednoznacznie prorosyjski prezydent Milosz Zeman. Demokratyczna opinia publiczna od tego czasu bardzo ostro reaguje na prokremlowskie elementy w ideologii komunistów.
Iwan Koniew pod brezentem
Pod naciskiem mediów rok temu, w 50. rocznicę stłumienia Praskiej Wiosny, władze postawiły obok pomnika małą tabliczkę z informacją o udziale Koniewa w kolejnych najazdach Armii Czerwonej.